Wspólna sprawa

Potencjału zażyłych dwustronnych relacji polsko-niemieckich nie należy bagatelizować – piszą działacze American Jewish Committee.

Aktualizacja: 06.09.2020 19:54 Publikacja: 06.09.2020 18:48

Wspólna sprawa

Foto: Adobe Stock

W 2011 r. ówczesny szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski wypowiedział słowa, które komentowano na całym świecie: „mniej zaczynam się obawiać się niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności". Wydaje się, że intensywna współpraca między Berlinem a Warszawą, jaką osiągnięto po 1989 r. osłabła. Dlaczego? Czy tę zażyłą niegdyś relację partnerską można ożywić?

Opowieść o sukcesie

W roku 1989 niewielu sądziło, że Polska będzie postrzegać zjednoczenie Niemiec jako szansę dla siebie. Silne Niemcy zawsze przecież oznaczały dla Warszawy kłopoty. A jednak – w ciągu kilku zaledwie lat podpisano traktat graniczny, a następnie traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy. Pojawił się Trójkąt Weimarski, porozumienia o współpracy wojskowej, potem przyszło członkostwo w NATO i wreszcie przystąpienie do UE w 2004 roku.

Przez niemal trzy dekady współpraca polityczna, gospodarcza i wojskowa była nową normą, a Berlin i Warszawa miały istotny wpływ na kształt stosunków wewnętrznych i zewnętrznych Unii Europejskiej. Niemcy mówiły w imieniu „starej Europy", a Polska w imieniu „nowej Europy" – krajów, które zrzuciły z siebie jarzmo komunizmu i zostały członkami wspólnoty. Dziś w Niemczech mieszkają prawie 2 mln Polaków i osób o polskich korzeniach. Ta migracja to w dużej mierze opowieść o sukcesie.

Co więcej, nie jest powszechnie znany fakt, że od ponad dwóch dekad polskie i niemieckie formacje wojskowe prowadzą wspólne ćwiczenia oraz że mamy mieszane jednostki bojowe pod dowództwem jednego z krajów. Berlin i Warszawa (we współpracy z rządem duńskim) utworzyły Wielonarodowy Korpus Północno-Wschodni z siedzibą w Szczecinie, który obecnie obejmuje 18 państw członkowskich NATO. Czy ktokolwiek mógł to sobie wyobrazić w 1989 roku?

Między Brukselą, Waszyngtonem i Moskwą

W ostatnich latach stosunki polsko-niemieckie stały się jednak wyraźnie mniej intensywne. W Warszawie nastąpiły przesunięcia dotyczące kluczowych kwestii politycznych prezentowanych w Brukseli, a jednocześnie zaczęto przywiązywać jeszcze większą wagę do relacji z Waszyngtonem i NATO. Berlin natomiast wciąż pozostaje jednym z unijnych liderów, ale, co nie jest tajemnicą, jego stosunki ze Stanami Zjednoczonymi znajdują się w fazie turbulencji.

Rosja wciąż jest głównym wyzwaniem. Jeszcze zanim nastąpiła bezprawna aneksja Krymu i inwazja na terytorium wschodniej Ukrainy, Warszawa o wiele bardziej niż Berlin była zaniepokojona agresywną polityką zagraniczną Kremla.

Źródłem tych obaw, poza oczywistymi kwestiami politycznymi i względami bezpieczeństwa, było doświadczenie historyczne. Lata 90 XX w. i rządy Jelcyna wydają się dziś krótkim snem, z którego Polacy obudzili się, gdy Rosja Putina wróciła do polityki w stylu sowieckim.

Podczas gdy niemiecka klasa polityczna podkreśla historyczne doświadczenie Rosji wyniesione z XX w. (jak np. dwukrotna inwazja z zachodu), zadziwiające jest, w jak niewielkim stopniu interesuje ją doświadczenie Polski. Rosja nauczyła się wykorzystywać historyczną wrażliwość Niemiec w taki sposób, aby osłabić ich zdecydowaną reakcję wobec jej agresywnej polityki w regionie. Zdumiewa natomiast fakt, że obawy Polski wynikające z pomijania jej w rozmowach toczących się między Moskwą a Berlinem (nieuniknione skojarzenie z paktem Ribbentrop-Mołotow) są lekceważone.

Dlatego też przywódcy Polski i innych krajów Europy Środkowej i Wschodniej z największym niepokojem patrzą na Nord Stream 2. Choć Berlin konsekwentnie podkreśla, że jest to projekt czysto ekonomiczny, charakter tego przedsięwzięcia jest zdecydowanie inny. Jest to raczej projekt geopolityczny, który marginalizuje państwa wschodnioeuropejskie. To lekceważące podejście do polskich doświadczeń historycznych najlepiej odzwierciedla często używane w Niemczech sformułowanie: „Rosja jest naszym sąsiadem". Mapy mówią co innego.

Cóż dzieje się na froncie zachodnim? Administracja amerykańska słusznie podnosi kwestię tego, że Niemcy nie wywiązują się z natowskiego zobowiązania, by przeznaczać 2 proc. produktu krajowego brutto na obronę, a jednocześnie czyni z Polski, która wypełnia sojusznicze uzgodnienia ws. finansów, swego nowego uprzywilejowanego partnera. Kiedy Niemcy debatują nad kontynuacją programu współdzielenia taktycznej broni nuklearnej (NATO nuclear sharing), Waszyngton grozi wycofaniem swoich wojsk z ich terytorium i przeniesieniem tych jednostek do Polski.

Z perspektywy Warszawy, im więcej amerykańskich żołnierzy nad Wisłą, tym lepiej. Z boku może to jednak wyglądać tak, że Stany Zjednoczone mają dla Berlina kij, a dla Warszawy marchewkę. Nawet jeśli decyzja Waszyngtonu nie będzie miała negatywnego wpływu na bezpieczeństwo Europy (co dopiero się okaże), to sposób, w jaki administracja amerykańska traktuje Berlin i Warszawę może być dodatkowym obciążeniem dla stosunków polsko-niemieckich.

Nieodzowna współpraca

Dwie różne wizje Europy, za którymi opowiadają się dziś oba kraje, to element, który nie ułatwia polsko-niemieckiego dialogu politycznego. Podczas gdy Warszawa zdaje się skupiać na współpracy gospodarczej, Berlin wyobraża sobie ściślejszą unię opartą na wspólnych wartościach i celach politycznych. W Brukseli głos Polski bywa czasem rozumiany tak, jakby chciała ona korzystać z „przyjemności" współdzielenia zdobyczy finansowych Unii Europejskiej bez „nieprzyjemności" stosowania rządów prawa będących fundamentem każdej demokracji.

Pomimo strategicznych i politycznych różnic potencjału, jaki niosą ze sobą zażyłe dwustronne relacje polsko-niemieckie, nie należy ani ignorować, ani bagatelizować. Dwie dekady pozytywnej współpracy mogą świadczyć o transformacyjnej sile tych stosunków. Czy wysiłki podejmowane w latach 90. i pierwszej dekadzie obecnego wieku zostaną wznowione? Czy ta dwustronna relacja może być kluczem do zbudowania nowej architektury politycznej w UE i NATO w niepewnej, postpandemicznej rzeczywistości?

Stosunki polsko-niemieckie były i – w co chcemy wierzyć – są dziś równie ważne w kształtowaniu przyszłości Europy. Obopólnie korzystna współpraca między Warszawą a Berlinem może pomóc UE uniknąć wielu niepotrzebnych zawirowań wewnętrznych i kształtować zrównoważoną i skuteczną politykę zagraniczną, w tym jej wymiar transatlantycki i Partnerstwo Wschodnie.

Dr Remko Leemhuis jest

dyrektorem biura American Jewish

Committee w Berlinie,

dr Sebastian Rejak pełni funkcję

p.o. dyrektora biura American

Jewish Committee na Europę

Środkową.

American Jewish Committee

(AJC) jest globalną organizacją

działającą na rzecz społeczności

żydowskiej, sojuszu

transatlantyckiego, miejsca Izraela

na arenie międzynarodowej

oraz wartości demokratycznych.

Biuro AJC Central Europe, otwarte

w 2017 roku, oprócz Polski

obejmuje swoim zasięgiem Czechy,

Estonię, Litwę, Łotwę, Słowację

i Węgry

Tytuł i lead od redakcji

W 2011 r. ówczesny szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski wypowiedział słowa, które komentowano na całym świecie: „mniej zaczynam się obawiać się niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności". Wydaje się, że intensywna współpraca między Berlinem a Warszawą, jaką osiągnięto po 1989 r. osłabła. Dlaczego? Czy tę zażyłą niegdyś relację partnerską można ożywić?

Opowieść o sukcesie

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Czego chcemy od Europy?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Co Ostatnie Pokolenie ma wspólnego z obywatelskim nieposłuszeństwem