Włodzimierz Albin: Stała cena uzdrowi rynek

Jeśli czytelnictwo książek nie wzrośnie, możemy zapomnieć o przyspieszeniu wzrostu gospodarczego i powstrzymaniu emigracji zarobkowej – pisze prezes Polskiej Izby Książki.

Aktualizacja: 08.04.2017 22:37 Publikacja: 08.04.2017 01:01

Włodzimierz Albin: Stała cena uzdrowi rynek

Foto: 123RF

W połowie marca Polska była gościem honorowym Targów Książki w Londynie. W maju ubiegłego roku byliśmy także gościem honorowym największych amerykańskich targów książki w Chicago, a w sierpniu międzynarodowej imprezy tego typu w Pekinie. Za każdym razem jest to dla naszego kraju honor, możliwość zaprezentowania i promowania polskich pisarzy oraz całej branży wydawniczej.

I tutaj zaczynają się problemy. Pisarze tacy jak Olga Tokarczuk czy Zygmunt Miłoszewski mogą prezentować swoją światowej klasy twórczość. Instytut Książki może promować nasz kraj, finansując promocję autorów, tworząc na targach mniej lub bardziej atrakcyjne stoisko i organizując różnego rodzaju imprezy. Siłą rzeczy polscy wydawcy pokazują więc nasz rynek na tle Europy i świata. I jest to porównanie niezwykle wstydliwe.

Choćby dlatego, że czytelnictwo w Polsce osiągnęło bardzo niski poziom. Tylko 37 proc. z nas przeczytało w zeszłym roku jedną, czasem niecałą, książkę, co na tle innych krajów wygląda smutno. W Niemczech wskaźnik ten wynosi 79 proc., we Francji 73 proc., Wielkiej Brytanii – 81 proc., a Hiszpanii – 63 proc. Polski rynek książki to 8 proc. rynku niemieckiego (kraju ponad 2 razy większego od nas i 5 razy bogatszego), ale także mniej niż 30 proc. rynku porównywalnej do nas pod względem ludności, Hiszpanii.

Długofalowa polityka

W jaki sposób możemy przy tym poziomie czytelnictwa myśleć o przyspieszeniu wzrostu gospodarczego, wejściu na rynki międzynarodowe z własnymi kreatywnymi produktami i usługami? Dlaczego dziwimy się, że społeczeństwo nieczytających, albo czerpiących swoją wiedzę z Internetu ludzi, jest podatne na wszelkiego rodzaju manipulacje i „alternatywną prawdę"? Bez zmiany nastawienia społeczeństwa i państwa do tego problemu zapomnijmy o wyrwaniu się z kręgu krajów będących podwykonawcą światowych potęg i zapomnijmy o powstrzymaniu emigracji najzdolniejszych, dla których życie w kraju wtórnych analfabetów nie jest zbyt atrakcyjne. Podniesienie poziomu czytelnictwa w Polsce nie jest niemożliwe. Wymaga jednak czegoś więcej niż doraźnych działań promocyjnych albo pieniędzy na zakupy nowości do bibliotek. Wymaga długofalowej polityki, której efekty będziemy widzieli najwcześniej za 10–20 lat. Jeżeli państwo polskie się tego nie podejmie, dorobimy się następnych pokoleń nieczytających.

Doświadczenia europejskie wskazują jednoznacznie, że:

– czytają ci, którzy z domu rodzinnego wynieśli kulturę czytania i u których w domach znajdują się prywatne księgozbiory;

– tylko współpraca szkoły z domem rodzinnym zaowocuje tym, że uczniowie będą czytali, również gdy staną się osobami dorosłymi; sama szkoła narzucająca, anachroniczną zwykle, listę lektur, takiego nawyku u większości uczniów nie stworzy;

– aby czytelnictwo było podtrzymywane i kultywowane, książki i ich czytanie muszą mieć pozytywny obraz w mediach, nie tylko jako metoda miłego spędzania czasu, ale także jako niezbędny element rozwoju osobistego;

– książki muszą być dostępne i różnorodne, profesjonalna i dobra księgarnia powinna istnieć w każdym miasteczku i gminie i powinna być tam wspierana jako instytucja kultury;

– polityka kulturalna musi być długofalowa, ponad podziałami politycznymi, neutralna światopoglądowo i prowadzona przez zaangażowanych ludzi, którzy nie podlegają wymianie na swych stanowiskach co cztery lata.

Obecnie praktycznie żaden z wymienionych wyżej elementów nie jest w pełni realizowany.

Dla dobra księgarń

Od wielu lat środowiska związane z książką proponują wprowadzenie przepisów, które istnieją w wielu krajach europejskich. Ponad 60 proc. obywateli Unii kupuje książki w księgarniach, w których na nowości wydawnicze obowiązuje stała cena. Kraje te odkryły lata temu, że jeśli chcą mieć więcej księgarni i potencjalnych czytelników, to nie mogą tego pozostawić „niewidzialnej ręce rynku". Zasada jest prosta: tak jak teraz cenę książki określa wydawca i drukuje ją na okładce książki, ale tej ceny przez 12 miesięcy mają się trzymać wszyscy sprzedawcy detaliczni. Dzięki temu silniejsi (supermarkety, księgarnie internetowe, wielkie sieci księgarskie) nie wykańczają małych dumpingiem cenowym. Po upływie 12 miesięcy każdy sprzedawca detaliczny, łącznie z wydawcą może tę cenę dowolnie obniżyć (lub podwyższyć).

Jeżeli zastosujemy takie rozwiązania w naszym kraju, powstrzymamy upadek lokalnych księgarń, a przy odpowiedniej polityce wsparcia uda się ich liczbę zwiększyć i polepszyć. Szanse na wzrost czytelnictwa w przyszłości, bo na szybki wzrost raczej nadziei nie ma, bez obecności księgarń w krajobrazie naszego państwa, są raczej marne.

Projekt Polskiej Izby Książki, wsparty przez polityków PSL, przegrał z przeciwnikami w poprzedniej kadencji Sejmu. Dyskusji merytorycznej nie było. Tym razem udało nam się zainteresować projektem ustawy kierownictwo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Co więcej, poparto ideę ulgi w podatku od dochodów osobistych (PIT) na zakup książek, jaką wprowadzili Włosi.

Mam nadzieję, że ministerstwom, na czele z premierem Piotrem Glińskim, uda się wprowadzić te rozwiązania. Potrzebujemy rzetelnej dyskusji publicznej na temat upadku czytelnictwa i działań, a nie pseudorynkowych lub politycznych komentarzy, które nie prowadzą do żadnego rozsądnego wniosku na przyszłość. Z radością przyjmiemy każdą konstruktywną inicjatywę w tej sprawie. Nasza propozycja jest efektem samoograniczania się branży, szczególnie dużych podmiotów na rzecz małych, a nie walki między nimi. Średnia cena książki w naszym kraju to około 40 złotych, a przeciętna rodzina wydaje na książki rocznie około 19 złotych. Między bajki można włożyć opowieści o spadku czytelnictwa związanym z wysokimi cenami książek. Wydajemy na nie około 3 miliardów złotych rocznie, podczas gdy na piwo 15 miliardów, a na papierosy jeszcze więcej. Czas wreszcie poważnie podejść do tych proporcji.

Włodzimierz Albin jest prezesem Polskiej Izby Książki

 

W połowie marca Polska była gościem honorowym Targów Książki w Londynie. W maju ubiegłego roku byliśmy także gościem honorowym największych amerykańskich targów książki w Chicago, a w sierpniu międzynarodowej imprezy tego typu w Pekinie. Za każdym razem jest to dla naszego kraju honor, możliwość zaprezentowania i promowania polskich pisarzy oraz całej branży wydawniczej.

I tutaj zaczynają się problemy. Pisarze tacy jak Olga Tokarczuk czy Zygmunt Miłoszewski mogą prezentować swoją światowej klasy twórczość. Instytut Książki może promować nasz kraj, finansując promocję autorów, tworząc na targach mniej lub bardziej atrakcyjne stoisko i organizując różnego rodzaju imprezy. Siłą rzeczy polscy wydawcy pokazują więc nasz rynek na tle Europy i świata. I jest to porównanie niezwykle wstydliwe.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem