W ubiegły piątek w stolicy aresztowało dyrektora Państwowej Służby Fiskalnej Romana Nasirowa. Służba ta w 2014 roku zastąpiła zlikwidowane Ministerstwo Dochodów i Opłat. Były szef tego nieistniejącego resortu, podobnie jak były prezydent Wiktor Janukowycz, uciekł po rewolucji do Rosji i przez ukraiński wymiar sprawiedliwości jest oskarżany o defraudacje miliardów z budżetu.
W tym przypadku też chodzi o miliardy, ale bohaterami afery już nie są współpracownicy zbiegłego prezydenta, tylko obecnego. Nasirow na stanowisko głównego poborcy podatkowego został mianowany w 2015 roku z ramienia Bloku Petra Poroszenki. Według Narodowego Biura Antykorupcyjnego (NABU) miał narazić budżet państwa na straty około 2 mld hrywien (równowartość 300 mln złotych).
Według śledztwa Nasirow miał udzielać nieuzasadnionych odroczeń podatkowych m.in. spółkom powiązanym z deputowanym Rady Najwyższej Ołeksandrem Oniszczenką. Spółki te miały sprzedawać gaz przedsiębiorstwom państwowym po zawyżonych cenach. Oniszczenko kilka miesięcy temu uciekł do Londynu i stamtąd oskarża prezydenta Poroszenkę o korupcję na dużą skalę.
– Szefem służby podatkowej na Ukrainie nie zostaje przypadkowa osoba. Co miesiąc z łapówek musi odliczać pewną część do tak zwanego wspólnego budżetu partii, znajdującego się w rajach podatkowych – mówi „Rzeczpospolitej" kijowski ekonomista Ołeksandr Ochrimenko.
Od kilku dni sprawa byłego już dyrektora Nasirowa jest tematem numer jeden ukraińskich mediów. A to dlatego, że w niedzielę sąd rejonowy w Kijowie miał zdecydować o jego areszcie, ale tego nie zrobił i przełożył posiedzenie na poniedziałek. Dzięki temu mógłby on opuścić nie tylko salę sądową, ale i teren kraju. Uniemożliwili to aktywiści społecznej organizacji Automajdan, którzy przez całą noc prowadzili blokadę budynku. Obawiają się, że afera ta skończy się tak samo jak wszystkie dotychczasowe.