Już od co najmniej roku wiadomo, że wojsko zamówi produkowany przez Lockheed Martin system HIMARS, który może posyłać potężne, kierowane pociski ziemia - ziemia na odległość 300 km.
W lipcu tego roku ministerstwo obrony podjęło decyzję o zmianie formuły pozyskiwania rakietowego oręża w ramach programu „Homar". Wbrew wcześniejszym planom o powierzeniu produkcji i integracji broni konsorcjum firm z Polską Grupą Zbrojeniową na czele i dokupieniu jedynie efektorów, czyli rakiet, MON postanowiło, że broń wartą ok. 8 mld zł polska armia kupi „z półki", negocjując kontrakt bezpośrednio ze stroną rządową w USA.
Taniej bo bez offsetu
Taka procedura - tłumaczył latem resort obrony - pozwoli przyspieszyć dostawy dywizjonowych modułów ogniowych wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych dla lądowej tarczy Homar i przy okazji zaoszczędzić - eliminując koszty i ryzyko prowadzenia w kraju przemysłowych przedsięwzięć offsetowych.
- Celem MON jest przede wszystkim terminowa dostawa sprzętu i zapewnienie zdolności bojowych Wojsk Rakietowych i Artylerii - stwierdził resort obrony.
Niemal natychmiast po lipcowych decyzjach w Warszawie do Waszyngtonu z misją uzgodnienia warunków przyszłych umów wybrał się wiceminister ON ds. modernizacji technicznej Sebastian Chwałek.