– Trzeba naprawić nieudany eksperyment PO – powiedział wczoraj na konferencji prasowej minister Zbigniew Ziobro, ogłaszając likwidację Prokuratury Generalnej. Dziś wchodzi w życie reforma przywracająca unię personalną między prokuratorem generalnym a ministrem sprawiedliwości. Równocześnie sześcioletnią kadencję kończy pierwszy i ostatni niezależny prokurator generalny Andrzej Seremet. Na czele zreformowanej prokuratury staje minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. I dostaje ogromną władzę. Zyskuje prawo wglądu we wszystkie śledztwa prowadzone w prokuraturach. Bezpośrednio będzie mógł wpływać na decyzje prokuratorów liniowych i je zmieniać. W dodatku może odbywać się to w sposób niejawny dla stron postępowania i sądu. Ziobro ma też prawo przenosić duże, medialne śledztwa z dowolnej prokuratury do utworzonej właśnie Prokuratury Krajowej, która mu bezpośrednio podlega. Ma też pełną swobodę w awansowaniu prokuratorów, bez względu na staż pracy czy doświadczenie.

Taka skala uprawnień może budzić obawy, że prokuratura zostanie całkowicie podporządkowana politykom, a na jej czele staną dyspozycyjni śledczy. Tak było przed 2010 r. Można się również spodziewać czystek w związku z likwidacją PG, a także 11 prokuratur apelacyjnych. Zastąpią je Prokuratura Krajowa i regionalne.

Są i atuty wprowadzanej reformy. Dotychczas na 6 tys. prokuratorów blisko 40 proc. w związku z pełnionymi funkcjami uczestniczyło w niewielkim stopniu lub nie uczestniczyło w ogóle w śledztwach. Ich głównym zajęciem były sprawy administracyjno-biurowe, nadzór, statystyka. Reforma przesuwa ich na pierwszą linię. Teraz, bez względu na funkcje, zajmą się śledztwami.

Model niezależnej prokuratury nie był doskonały. Sejm przed sześciu laty, oddzielając prokuraturę od polityki, zatrzymał się w pół kroku. Nie było woli politycznej, aby wpisać prokuraturę do konstytucji, co dałoby jej rzeczywistą niezależność oraz ograniczyło możliwości politycznych wpływów. W zamian politycy wprowadzili do ustawy „haczyki", by móc łatwo na nią wpływać.

Andrzej Seremet nie miał wpływu na budżet prokuratury ani nawet wewnętrzny regulamin jej urzędowania. Ostatnie słowo należało do ministra sprawiedliwości. A nieprzyjęcie przez premiera rocznego sprawozdania z działalności prokuratury przez premiera otwierało możliwość odwołania Seremeta przez Sejm.