Analitycy uważają, że taki wynik należy przypisać zakończeniu procesu impeachmentu. Poparcie dla Billa Clintona również wzrosło po tym, jak został uniewinniony na początku 1999 r. Ale równocześnie procent obywateli zadowolonych ze stanu państwa zwiększył się do 45 procent, czyli poziomu najwyższego od lutego 2005 r. – tłumaczą analitycy Gallupa.
Sondażowa sympatia do Donalda Trumpa to zasługa głównie wyborców republikańskich, co tłumaczy, dlaczego impeachment tak pozytywnie wpłynął na wyniki. Aż 93 procent republikanów i tylko 6 procent demokratów wyraża aprobatę dla prezydenta. „Znaczenie tego trendu jest bardzo jasne. Poparcie w okolicach 50 proc. mocno zwiększa szanse Trumpa na kolejną kadencję, o czym nie moglibyśmy mówić, gdyby jego notowania utrzymywały się na poziomie 40 proc." – piszą eksperci z Gallupa.
Pozycję Trumpa wzmacniać może też polaryzacja po stronie demokratycznej. Na obecnym etapie prawyborów demokratyczni kandydaci uwikłani są w zaciętą walkę między sobą i nie mają silnego kandydata, który pociągałby za sobą zdecydowaną większość wyborców. Były wiceprezydent Joe Biden, w którym pokładano nadzieje, dając mu największe szanse na pokonanie Trumpa – po Iowa i New Hampshire zbladł w oczach wyborców. Lepiej mu poszło w sobotnich prawyborach w Nevadzie, ale nie wiadomo, czy to początek dłuższego trendu. Wychodzący na prowadzenie socjalista sen. Bernie Sanders, z kolei jest tak ogromnym przeciwieństwem ideologicznym konserwatywnego Trumpa, że wielu przedstawicieli Partii Demokratycznej boi się pomyśleć, że to on miałby być jego rywalem w listopadowych wyborach. „Wypada lepiej niż Trump w wielu sondażach, ale establishment Partii Demokratycznej ostrzega, że Sanders jest niewybieralny" – pisze „New York Times". Finansujący kampanię z własnej kieszeni miliarder Michael Bloomberg, postrzegany jako alternatywa centrowego Bidena, umocnił swoją pozycję w sondażach, słabo jednak wypadł w debacie, a w prawyborach weźmie udział dopiero 3 marca. Czas pokaże, czy zdąży zebrać wystarczającą liczbę głosów delegatów, by mieć szansę na nominację.
Trumpowi w kampanii wyborczej sprzyja stan amerykańskiej gospodarki. Od początku swojej kadencji chwali się wskaźnikami ekonomicznymi: najniższym od dekad bezrobociem, sukcesywnym przyrostem miejsc pracy oraz produktu krajowego brutto. Makroekonomiczne wskaźniki, choć niekoniecznie są jego zasługą, przemawiają na jego korzyść: wzrost PKB może nie był rekordowy, ale stabilny, w 2019 r. pracodawcy utworzyli 2,1 miliona miejsc pracy – najmniej w jednym roku od 2011 r., ale to stabilny przyrost; a stopa bezrobocia utrzymuje się na poziomie 3,5 proc.
„Historia w przeważającej mierze lubi prezydentów, których kadencja przypada na okres dobry gospodarczo" – czytamy w „US News and World Report". Tylko pięciu prezydentów amerykańskich nie wygrało wyborów na drugą kadencję: George H.W. Bush, Jimmy Carter, Gerald Ford, Herbert Hoover i William Taft. W każdym przypadku, zdaniem historyków, przyczyną była recesja, spadki giełdowe lub inflacja.