Amerykańska para prezydencka odwiedziła Narodowe Sanktuarium św. Jana Pawła II w Waszyngtonie.

W poniedziałek Donald Trump udał się z Białego Domu do pobliskiego kościoła episkopalnego Św. Jana, gdzie fotografował się z Biblią. Prezydentowi towarzyszyli urzędnicy z Białego Domu, w tym prokurator generalny William Barr. Wcześniej policja użyła gazu łzawiącego, by rozproszyć demonstrantów, zebranych w parku w pobliżu siedziby prezydenta w związku z protestami po śmierci czarnoskórego George'a Floyda z rąk białego policjanta w Minneapolis.

We wtorek wzdłuż trasy prezydenckiej kawalkady zebrali się protestujący. Wizyta nie miała charakteru oficjalnego i trwała ok. pół godziny. Niedługo przed jej rozpoczęciem metropolita waszyngtoński abp Wilton Gregory wydał oświadczenie, w którym krytycznie odniósł się do wizyty Trumpa.

"Uważam za zdumiewające i naganne, że jakakolwiek katolicka instytucja pozwoliłaby sobie zostać tak rażąco wykorzystaną i zmanipulowaną w sposób, który narusza zasady naszej religii, wzywające nas do obrony praw wszystkich ludzi, nawet tych, z którymi możemy się nie zgadzać" - stwierdził duchowny.

Podkreślił, że "Święty Jan Paweł II był zagorzałym obrońcą ludzkich praw i godności", o czym świadczy jego spuścizna. Zdaniem waszyngtońskiego metropolity, polski papież "z pewnością nie popierałby użycia gazu łzawiącego i innych środków odstraszających, by uciszyć, rozproszyć lub zastraszyć (ludzi) w celu uzyskania możliwości zrobienia sobie zdjęcia przed miejscem kultu religijnego i pokoju".