Adam R. został zatrzymany w swojej hondzie przez patrol drogówki. Funkcjonariusze zauważyli bowiem, że chwilę wcześniej kierowca wykonał manewr zawracania na skrzyżowaniu, nie stosując się do znaku drogowego B-23, czyli zakazu zawracania. Za takie wykroczenie grozi 5 pkt karnych i mandat od 200 do 400 zł. Jednak w trakcie kontroli kierowca odmówił okazania prawa jazdy w celu sprawdzenia ważności i legalności dokumentu. Policjanci uznali wtedy, że mandat karny będzie dla niego zbyt łagodną karą i poinformowali o skierowaniu przeciwko Adamowi R. wniosku do sądu. Podczas sporządzania stosownej dokumentacji mężczyzna nie chciał podać miejsca swojego zatrudnienia.
W postępowaniu wyjaśniającym obwiniony nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i odmówił składania wyjaśnień. W sprzeciwie od wyroku nakazowego stwierdził natomiast, że nie popełnił żadnego wykroczenia. Nie zawracał też na skrzyżowaniu, bo nie miał potrzeby wykonywania takiego manewru. Według jego wersji zdarzenia, podczas kontroli policjant nie nałożył na niego żadnego mandatu ani nie wskazał żadnego wykroczenia. Poza tym mija się z prawdą twierdząc, że Adam R. nie chciał okazać prawa jazdy. W związku ze zdarzeniem R. skierował skargę na działania policjanta, którą dołączył do sprawy.
Na rozprawę kierowca nie przyszedł. Sąd Rejonowy dla Warszawy – Śródmieścia opierał się więc głównie na zeznaniach świadków - policjantów z patrolu drogówki, który zatrzymał obwinionego. I te zeznania uznał za wiarygodne, choć jeden z policjantów po ponad roku niezbyt dobrze pamiętał przebieg interwencji. W przypadku drugiego policjanta sąd ograniczył się do odczytania jego zeznań złożonych w toku czynności wyjaśniających. Uznał je za spójne i logiczne. Potwierdzały je inne dowody, zwłaszcza notatka urzędowa dokumentująca zdarzenie.
Czytaj też: