Szczyt NATO: Sojusznicy musieli potwierdzić artykuł 5

Przywódcy NATO rzutem na taśmę uzgodnili plany pomocy Polsce i państwom bałtyckim w razie ataku Rosji.

Aktualizacja: 05.12.2019 10:34 Publikacja: 04.12.2019 18:15

We wtorek wieczorem królowa Elżbieta II przyjęła w pałacu Buckingham przywódców sojuszu

We wtorek wieczorem królowa Elżbieta II przyjęła w pałacu Buckingham przywódców sojuszu

Foto: AFP

W czasie trzygodzinnego spotkania przywódcy NATO potwierdzili obietnice wzajemnego przyjścia sobie z pomocą w razie ataku na któryś z nich, co w 1949 r. zostało zapisane w art. 5 traktatu waszyngtońskim. Sprawa nie była jednak oczywista po niedawnej deklaracji Macrona, iż nie jest pewne, czy to zobowiązanie pozostaje w mocy.

Aby wzmocnić jego wagę, prezydent Duda ogłosił, że Polska odda do dyspozycji sojuszu w ramach natowskiego programu 4 razy 30 dwie ekadry lotnicze i jedną brygadę zmechanizowaną. Staniemy się jednym z sześciu państw ramowych tej inicjatywy. W razie ataku, NATO uruchomi w ciągu 30 dni 30 batalionów zmechanizowanych, 30 eskadr lotniczych i 30 okrętów bojowych.

Przekonywanie Turków

To, co w natowskim żargonie nazywa się planami ewentualnościowymi, do ostatniej chwili blokowała Turcja. Dobrą wiadomość o przełamaniu oporu Ankary sekretarz generalny Jens Stoltenberg ogłosił dopiero na konferencji prasowej zamykającej spotkanie przywódców NATO w Londynie. Jeszcze kilka godzin wcześniej Norweg przyznawał, że „nie może udzielić w tej sprawie żadnej gwarancji".

– To wymagało dyplomacji. Doszło w tej sprawie do kilku rozmów między prezydentem Dudą i prezydentem Erdoganem. Najpierw telefoniczna w poniedziałek, potem w pałacu Buckingham i w końcu w środę rano na samym szczycie. Do tego był włączony sekretarz generalny. Wzięliśmy na siebie przekonywanie strony tureckiej i to się udało – mówi „Rz" szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski. – Wskazywaliśmy przede wszystkim na znaczenie zachowania jedności sojuszu. Nie było jednak mowy o żadnych rekompensatach – dodaje.

Dziewięć dywizji

Erdogan domagał się, aby reszta sojuszu uznała Powszechne Jednostki Ochrony (YPG), kurdyjskie struktury działające w Syrii, za organizację terrorystyczną.

– YPG jest ściśle związane ze skrajnie lewicową kurdyjską PKK, którą wszystkie kraje NATO uważają za organizację terrorystyczną. Dopóki jednak działają struktury tzw. Państwa Islamskiego (ISIS), ich zniszczenie pozostaje priorytetem dla sojuszników, nawet kosztem interesów Turcji. Erdogan chciał pokazać, że w sojuszu atlantyckim powinno liczyć się nie tylko bezpieczeństwo flanki wschodniej, ale także południowej – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Özgür Ünlühisarcikli, dyrektor oddziału German Marshall Fund (GMF) w Ankarze.

Tajne instrukcje dla Polski i krajów bałtyckich, co zrobi NATO na wypadek ataku ze strony Rosji, zostały przyjęte z inicjatywy ówczesnej sekretarz stanu Hillary Clinton dopiero w 2009 r. Wcześniej m.in. Niemcy obawiały się, że samo ich opracowanie zostanie uznane za prowokację przez Moskwę. Mimo oporu Warszawy został opracowany dokument, który łączy bezpieczeństwo naszego kraju z Litwą, Łotwą i Estonią. Dokumenty ujawnione w 2010 r. przez WikiLeaks pokazują, że w razie uderzenia ze wschodu NATO uruchomi dziewięć dywizji z USA, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Polski.

Jednak w ostatnim czasie, w odpowiedzi na rosyjską agresję na Ukrainę, sojusz powołał nowe struktury dowódcze, w tym dla dywizji północno-wschodniej w Elblągu i północnej w Rydze. Zaktualizowane plany ewentualnościowe miały uwzględnić te zmiany.

Stoltenberg przyznał, że nie osiągnięto porozumienia w sprawie kwalifikacji YPG, ale ujawnił, że udało się opracować nową strategię walki z terroryzmem. Być może tu tkwi więc kompromis osiągnięty z Turcją.

Ale jednocześnie sekretarz generalny użył mocnych słów, komentując zakup przez Ankarę rosyjskich systemów obrony rakietowej S-400 zamiast ich amerykańskich lub europejskich odpowiedników.

– Ta broń nigdy nie będzie kompatybilna z rozwiązaniami natowskimi – ostrzegł były norweski premier.

Zdaniem Özgüra Ünlühisarcikliego to może mieć poważne konsekwencje dla pozycji Turcji w NATO w przyszłości. W szczególności jest prawdopodobne, że Ankara będzie wykluczona z udziału w programach sprzedaży broni krajów sojuszu (tak już się stało, gdy idzie o amerykański myśliwiec najnowszej generacji F-35), może też nie móc wziąć udziału w części ćwiczeń wojskowych organizowanych przez pakt. To jednak nie oznacza, że Turcja znajduje się na wylocie z samego sojuszu, co sugerował w niedawnym wywiadzie dla „The Economist" Emmanuel Macron.

– Bez Turcji NATO traci możliwość zabezpieczenia wschodniej flanki NATO. Wykluczenie Turcji z sojuszu nie byłoby więc ani w interesie paktu, ani samej Ankary. Przeżywamy jednak bez wątpienia największy kryzys sojuszu od jego powstania – przekonuje ekspert GMF.

Traktat waszyngtoński przewiduje, że kraje NATO mogą z niego wyjść tylko z własnej inicjatywy, zawiadamiając o tym z rocznym wyprzedzeniem państwo będące depozytariuszem porozumień założycielskich: Stanów Zjednoczonych.

Rosyjskie zagrożenie

Macron podtrzymywał, że Rosja nie jest przeciwnikiem sojuszu. W deklaracji końcowej przywódcy paktu uznali jednak, że „agresywne działania Rosji stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa euroatlantyckiego". W szczególności wskazano, że NATO odpowie „w odpowiedzialny sposób" na rozmieszczenie przez Moskwę pocisków jądrowych średniego zasięgu u granic sojuszu. Dzień wcześniej Donald Trump ujawnił, że Władimir Putin wystąpił z inicjatywą zawarcia nowej umowy o ograniczeniu tego typu broni po wycofaniu się USA z istniejącego wcześniej porozumienia w tej sprawie (INF). Miałby on jednak objąć także Chiny oraz obie potęgi jądrowe zachodniej Europy – Francję i Wielką Brytanię.

W Londynie NATO po raz pierwszy zajęło się zresztą wyzwaniem, jakie stanowi szybko rosnący potencjał wojskowy Chin. To próba uczynienia z sojuszu organizacji bardziej użyteczną z punktu widzenia USA.

– Chiny wyrwały z nędzy setki milionów osób. Ale jednocześnie produkują coraz bardziej potężną broń. Wypróbowały już nowe transkontynentalne jądrowe rakiety balistyczne, które mogą dosięgnąć tak Stany, jak i Europę – powiedział Stoltenberg.

W czasie trzygodzinnego spotkania przywódcy NATO potwierdzili obietnice wzajemnego przyjścia sobie z pomocą w razie ataku na któryś z nich, co w 1949 r. zostało zapisane w art. 5 traktatu waszyngtońskim. Sprawa nie była jednak oczywista po niedawnej deklaracji Macrona, iż nie jest pewne, czy to zobowiązanie pozostaje w mocy.

Aby wzmocnić jego wagę, prezydent Duda ogłosił, że Polska odda do dyspozycji sojuszu w ramach natowskiego programu 4 razy 30 dwie ekadry lotnicze i jedną brygadę zmechanizowaną. Staniemy się jednym z sześciu państw ramowych tej inicjatywy. W razie ataku, NATO uruchomi w ciągu 30 dni 30 batalionów zmechanizowanych, 30 eskadr lotniczych i 30 okrętów bojowych.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kto przewodniczącym Komisji Europejskiej: Ursula von der Leyen, a może Mario Draghi?
Polityka
Chiny mówią Ameryce, że mają normalne stosunki z Rosją
Polityka
Władze w Nigrze wypowiedziały umowę z USA. To cios również w Unię Europejską
Polityka
Nowe stanowisko Aleksandra Łukaszenki. Dyktator zakładnikiem własnego reżimu
Polityka
Parlament Europejski nie uznaje wyboru Putina. Wzywa do uznania wyborów za nielegalne