„Wrogie przejęcie. Jak islam uniemożliwia postęp i zagraża społeczeństwu" – taki tytuł nosi nowa książka Thila Sarrazina, najbardziej znanego w Niemczech skandalizującego autora dzieł polityczno-społecznych. Już po tytule można się domyślić, jaka jest treść. W warunkach kryzysu imigracyjnego popularność nowej książki Sarrazina jest gwarantowana.
Jednak niemieckie wydawnictwo Deutsche Verlags-Anstalt (DVA), należące do światowego potentata Random House, odmówiło jej publikacji. Jeszcze latem ubiegłego roku zapowiadało, że dzieło ma charakter przełomowy. Po otrzymaniu manuskryptu odmówiło współpracy. DVA nie tłumaczy dlaczego. Sarrazin żąda odszkodowania zdaniem „Bilda" sięgającego 800 tys. euro.
To podgrzewa atmosferę. W końcu w Niemczech nie ma cenzury. Ale zgodnie z kodeksem karnym publikowanie treści wzywających do nienawiści rasowej lub wyznaniowej podlega karze do dwu lat więzienia.
Nie jest jasne, czy takie treści pojawiają się w nowej książce Sarrazina i czy krytyka, nawet ostra i być może bezzasadna, może być odczytana jako nawoływanie do nienawiści rasowej. Na pewno treści takie wykraczają poza pojęcie niemieckiej poprawności politycznej i wywołują natychmiast falę oburzenia i potępienia autora.
Z Sarrazinem już tak było. Jego pierwsza i do tej pory najgłośniejsza książka „Samolikwidacja Niemiec" (w pierwszym roku sprzedano półtora miliona egzemplarzy) wywołała w Niemczech trzęsienie ziemi z powodu kontrowersyjnego potraktowania tematu integracji cudzoziemców z krajów muzułmańskich. Przeważały głosy, że Sarrazin dał się poznać jako rasista, ksenofob i szarlatan. Ale były i nierzadkie opinie, iż w Niemczech nie może być mowy o żadnej cenzurze. Mimo to na Sarrazinie wieszano psy.