Rzeczpospolita: W poniedziałek w różnych miastach Rosji odbyły się protesty przeciwko korupcji. Czy to oznacza, że Rosjanie mają dość łapówkarstwa?
Ludmiła Aleksiejewa: Korupcję w Rosji potępiają wszyscy, którzy nie biorą i nie dają łapówek. Ale nie to jest głównym powodem protestów. Nagromadziło się wiele innych problemów. Poziom życia ciągle się obniża, w wielu miastach zamykają się przedsiębiorstwa, ludzie pozostają bez pracy. Rosjanie mają dość kłamstw władz, które zabraniają protestować i próbują zamknąć wszystkim usta. Ich cierpliwość jest prawie wyczerpana.
Ale jak w takim razie rozumieć niezależne sondaże, według których politykę Putina w popiera 81 proc. społeczeństwa?
W historii Rosji zawsze, oprócz krótkich okresów, mieliśmy władzę jednego człowieka. A Rosjanie przyzwyczaili się do maksymy „car nie jest winny, źli są bojarzy". Polityczne pole wokół Putina jest mocno wydeptane. Ludzie myślą: „Jeżeli nie on, to kto?". Kiedy zmarł Stalin, płakałam, ale nie dlatego, że go lubiłam. Nie powiem też, że go nienawidziłam, bo niewiele wtedy rozumiałam. Ale poza Stalinem nikogo nie znaliśmy. Wszyscy bali się tego, co będzie po jego śmierci. Tak jak ja myślałam wtedy, w 1953 roku, dzisiaj myśli część naszych obywateli, przeważnie słabo wykształconych.
Czy protesty mogą się przekształcić w coś więcej? Czy rosyjski Majdan jest możliwy?