Francja nie wierzy już w Maastricht

Paryż chce zniesienia limitów budżetowych obowiązujących w krajach strefy euro. To oznaczałoby podważenie historycznego porozumienia, jakie przed 30 laty Francois Mitterrand zawarł z Helmutem Kohlem.

Aktualizacja: 18.04.2021 21:44 Publikacja: 18.04.2021 18:12

Po dojściu do władzy w 2017 r. Emmanuel Macron obiecywał, że Francja wreszcie spełni kryteria z Maas

Po dojściu do władzy w 2017 r. Emmanuel Macron obiecywał, że Francja wreszcie spełni kryteria z Maastricht.

Foto: AFP

Umowa, której efektem był zawarty w 1992 r. traktat z Maastricht, zasadniczo sprowadzała się do zgody Niemiec na porzucenie marki na rzecz wspólnej europejskiej waluty w zamian za zgodę Francuzów na zjednoczenie Niemiec. Kanclerz stawiał jednak dodatkowy warunek: w nowej unii walutowej będą obowiązywały rygorystyczne limity długu i deficytu budżetowego. Chciał, aby nowy pieniądz był równie silny, jak ten, z którego rezygnowali Niemcy. A także aby nie powstało ryzyko wysokiej inflacji, która przyczyniła się do dojścia Hitlera do władzy na początku lat 30. W Bonn domagano się też gwarancji, że niemiecki podatnik nie będzie musiał ratować przed bankructwem słabszych krajów strefy euro.

Regulacje strefy euro, w tym limit długu odpowiadający 60 proc. PKB oraz deficytu budżetowego – 3 proc. PKB – został jednak zawieszony w marcu ub. roku. Dzięki temu rządy miały mieć wolną rękę w ratowaniu gospodarek przed skutkami pandemii.

Jednak w minionym tygodniu Rada Analiz Gospodarczych (CAE) przy francuskim premierze opublikowała raport, w którym proponuje, aby kryteria z Maastricht zostały przekreślone na stałe. – Nie żyjemy już w czasach Maastricht – piszą autorzy, wskazując, że dzięki znacznie niższym niż przed 30 laty stopom procentowym nawet z bardzo wysokim długiem finanse państwa są bezpieczne. Ich zdaniem w sytuacji, gdy Włochy mają 160 proc. PKB zobowiązań, ale Niemcy 72 proc., utrzymywanie dla wszystkich identycznych limitów nie ma sensu.

Na miejsce dotychczasowych rozwiązań każda stolica sama ustalałaby więc poziom długu i deficytu budżetowego na nadchodzące pięć lat. Taki plan musiałaby zatwierdzić rada ministrów finansów UE (ecofin). Komisja Europejska miałaby też prawo postulować większe lub mniejsze wydatki, gdyby jej zdaniem np. zbytnie zaciskanie pasa mogło wepchnąć całą Wspólnotę w recesję.

Francuski pomysł zasadniczo sprowadza się więc do renacjonalizacji polityki budżetowej, spektakularnego cofnięcia integracji. Jest podejrzliwie postrzegany w Berlinie: do wyborów parlamentarnych we wrześniu nie ma szans, aby podjęto na jego temat poważne negocjacje. Z początkiem 2022 r. przewodnictwo w Unii przejmuje co prawda Francja, ale i ona będzie wtedy w kampanijnej atmosferze przed majowym głosowaniem na nowego prezydenta.

W czasie niedawnej ratyfikacji w Bundestagu unijnego Funduszu Odbudowy Angela Merkel podkreśliła, że jest to jednorazowy przykład uwspólnotowienia długu, choć w ubiegłym roku, negocjując ten projekt, minister finansów z SPD Olaf Scholz twierdził, że chodzi o precedens na przyszłość. To sygnał, że Niemcy coraz mocniej obawiają się brania odpowiedzialności za budżet innych państw strefy euro.

Sytuacja nie wygląda tu dobrze. Po dojściu do władzy w 2017 r. Emmanuel Macron obiecywał, że Francja wreszcie spełni kryteria z Maastricht. Miała to być przepustka do bardziej partnerskich relacji między Paryżem i Berlinem. Francuzom udało się jednak tylko raz: w 2018 r. dziura w finansach spadła do 2,3 proc. PKB. W ub.r. z powodu pandemii wynosiła już 9,2 proc. PKB, najwięcej od 1949 r. A w tym roku będzie to 8,2 proc. Jednocześnie dług państwa ma poszybować w 2021 r. do 122 proc. We Włoszech deficyt w tym roku wyniesie 11,5 proc. PKB, bo premier Mario Draghi, korzystając z programu masowego wykupu włoskich obligacji przez Europejski Bank Centralny, uruchomił potężny fundusz stymulacji gospodarki. Ale z tego powodu zobowiązania kraju nie były tak duże od 1920 r. Ekonomiści obawiają się, że gdy za sprawą rosnącej inflacji stopy procentowe pójdą w górę, pojawi się ryzyko niewypłacalności niektórych państw unii walutowej, jak przed dziesięciu laty.

Umowa, której efektem był zawarty w 1992 r. traktat z Maastricht, zasadniczo sprowadzała się do zgody Niemiec na porzucenie marki na rzecz wspólnej europejskiej waluty w zamian za zgodę Francuzów na zjednoczenie Niemiec. Kanclerz stawiał jednak dodatkowy warunek: w nowej unii walutowej będą obowiązywały rygorystyczne limity długu i deficytu budżetowego. Chciał, aby nowy pieniądz był równie silny, jak ten, z którego rezygnowali Niemcy. A także aby nie powstało ryzyko wysokiej inflacji, która przyczyniła się do dojścia Hitlera do władzy na początku lat 30. W Bonn domagano się też gwarancji, że niemiecki podatnik nie będzie musiał ratować przed bankructwem słabszych krajów strefy euro.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Ban dla TikToka razem z pomocą Ukrainie i Izraelowi. Kongres USA uchwala przepisy
Polityka
Kaukaz Południowy. Rosja się wycofuje, kilka państw walczy o wpływy
Polityka
USA i Wielka Brytania nakładają nowe sankcje na Iran. „Jesteśmy o krok od wojny”
Polityka
Nie puszczają urzędników nawet na Białoruś. Moskwa strzeże swoich tajemnic
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Rosjanie chcieli zaatakować bazy USA w Niemczech