Już w czasie kryzysu finansowego, który w Europie z całą mocą wybuchł w 2009 roku, doszło do konfliktu o to, jak ratować strefę euro. Wtedy pojawił się pomysł wspólnych euroobligacji, czyli zaciągania długu gwarantowanego przez całą strefę, z którego finansowano by kraje w potrzebie.
W praktyce w czasach tamtego chaosu sprowadzałoby się to do gwarancji głównie ze strony państw o najwyższym ratingu, czyli Niemiec, Holandii czy Finlandii, a beneficjentami byłyby państwa w kryzysie, wtedy Grecja, Portugalia, Irlandia, Hiszpania.
Ostatecznie obrano inną ścieżkę i stworzono Europejski Mechanizm Stabilności. On też może emitować obligacje do sfinansowania państw w potrzebie, które są gwarantowane przez całą strefę euro. Ale, po pierwsze, jego możliwości wynoszą obecnie 410 mld euro. Po drugie, każda pomoc obwarowana jest twardymi warunkami reform.
Teraz może się to okazać niewystarczające, dlatego część strefy euro apeluje o więcej. W najlepszym wypadku o euroobligacje, a w ostateczności przynajmniej o poluzowanie rygorów EMS. List w tej sprawie początkowo podpisało dziewięć państw strefy, ale nieoficjalnie wiadomo, że jest ich coraz więcej.