Norbert Röttgen, szef komisji spraw zagranicznych Bundestagu, oficjalnie zgłosił się we wtorek do wyścigu o szefowanie najważniejszą niemiecką partią, CDU. Oznacza to, że zamierza być kandydatem chadeków na kanclerza, gdy z tego stanowiska odejdzie Angela Merkel (najpóźniej na jesieni 2021 r., do tego czasu odbędą się kolejne wybory parlamentarne).

CDU szuka nowego przywództwa, szefowa Annegret Kramp-Karrenbauer zapowiedziała, że odejdzie w najbliższych miesiącach. Poniosła konsekwencje kryzysu politycznego w Turyngii na początku lutego, nie upilnowała tamtejszych kolegów partyjnych, którzy głosowali wspólnie z posłami izolowanej skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec na premiera landu.

Po władzy kobiet, prawie dwóch dekad Merkel i rocznej Kramp-Karrenbauer, CDU – wszystko na to wskazuje – przejdzie w ręce mężczyzn. Wcześniej wymieniano, na razie nieoficjalnie, kandydatów: premiera najludniejszego landu Nadrenii Północnej-Westfalii Armina Lascheta, ministra zdrowia Jensa Spahna i – najbardziej krytycznego wobec Merkel – byłego szefa frakcji CDU/CSU w Bundestagu Friedericha Merza.

54-letni Röttgen sytuuje partię w centrum, z dala od postkomunistycznej Lewicy i od skrajnej prawicy. CDU się zastanawia, czy nie godzić się na współpracę z postkomunistami jako mniejszym złem niż z AfD. Bo w byłej NRD trudno utworzyć koalicję, bez którejś z tych formacji. Röttgen się temu sprzeciwia: partia Lewicy nie rozliczyła enerdowskiej przeszłości i – powiedział przedstawiając kandydaturę – wspiera politykę Putina.

Parę godzin wcześniej objawił się jako antykremlowski jastrząb, sugerował w tabloidzie „Bild", że za zbrodnie wojenne w Syrii Rosja powinna się liczyć z sankcjami. Gazeta napisała, że takiej kary nie domagał się żaden polityk CDU.