Przyjęta przez Sejm tzw. Piątka dla zwierząt ma znacznie poprawić sytuację zwierząt w Polsce. Nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt zakłada między innymi zakaz hodowli zwierząt futerkowych, wśród których jednym z najbardziej popularnych gatunków jest norka amerykańska. Podobne przepisy w poprzednich latach wprowadzały kraje europejskie m.in. Norwegia, Wielka Brytania i Chorwacja. Inne zdecydowały się na znaczne zaostrzenie warunków hodowli.
W czasie debaty nad zakazem pojawiały się wątpliwości. Jedna z nich dotyczyła tego, co stanie się ze zwierzętami po zamknięciu przedsiębiorstw. Norki rozmnażają się bardzo szybko i licznie. Wypuszczenie ich na wolność jest więc jedną z możliwości, którą należy wykluczyć – stanowiłaby bowiem zagrożenie dla bioróżnorodności. Pojawia się obawa, że zwierzęta zostaną np. zagazowane, ponieważ stało się tak niedawno w kraju tulipanów.
– Przykład Holandii to inna sprawa. Tam od dłuższego czasu pracowano nad zakazem prowadzenia hodowli norek. Pandemia przyspieszyła ten proces, ponieważ wystąpiło podejrzenie, że norki przenoszą koronawirusa, a na fermach wybuchały jego kolejne ogniska. Dlatego w tym kraju część ferm trzeba było usunąć z dnia na dzień. Stąd decyzja o zagazowaniu zwierząt – mówi „Rzeczpospolitej” Cezary Wyszyński, Prezes Fundacji Viva! Akcja dla zwierząt. W przypadku Polski, tak jak w innych krajach, obowiązywałby okres przejściowy, w trakcie którego właściciele ferm zwierząt futerkowych mieliby czas na zamknięcie działalności. Na tę chwilę, w projekcie ustawodawca zagwarantował dwunastomiesięczny okres vacatio legis, ale dopóki ustawa nie zostanie ostatecznie uchwalona (obecnie trafiła do Senatu), nic nie jest pewne. Odpowiednio długi okres przesunięcia wejścia zakazu w życie umożliwiłby stopniowe wygaszenie przedsiębiorstw, których nie da się zamknąć z dnia na dzień. Norki bowiem hoduje się w określony sposób. Z tysięcy zwierząt wyodrębnia się tzw. stado podstawowe, które rozmnaża się w następnym roku. Resztę norek przeznacza się na produkcję futra. Po wejściu prawa w życie, nie doszłoby do selekcji, a więc zwierzęta nie rozmnażałyby się w kolejnych latach.
Zakaz hodowli w Polsce niesie za sobą zagrożenie relokacji przedsiębiorstw do krajów, w których przemysł futrzarski ma się dobrze. Jak podkreśla Cezary Wyszyński, celem nowego prawa nie ma być jednak odwrócenie wzroku od problemu, ponieważ ten sektor przemysłu powoli umiera śmiercią naturalną. – Coraz więcej krajów nie tylko w Unii Europejskiej, ale na całym świecie, wprowadza zakazy. Hodowcy więc po prostu nie mają się gdzie przenosić – tłumaczy.
Poza tym, nie sposób nie zauważyć, że moda się zmienia, zapotrzebowanie na futro spada, a co za tym idzie, rynek zbytu kurczy się z roku na rok. Do niedawna w Polsce rocznie zabijano około 10 mln norek, na tę chwilę liczba wynosi 5 mln.