Ok. 800 osób wzięło udział w sobotę w pierwszym Marszu Równości w Białymstoku. Imprezę kilkakrotnie próbowali zablokować kontrmanifestanci. Chuligani wznosili ordynarne okrzyki, a w idących rzucali kamieniami, racami i jajkami. Interweniowała policja, używając m.in. gazu. Jak dotąd zatrzymano 36 osób.
- Tego typu marsze, wywoływane przez środowiska próbujące forsować niestandardowe zachowania seksualne, budzą ogromny opór, nie tylko na Podlasiu, ale także w innych częściach Polski - komentował w rozmowie z TVN24 minister edukacji Dariusz Piontkowski. Dodał, że z uwagi na ryzyko wystąpienia zamieszek i zagrożenia zdrowia "wielu przygodnych obywateli" warto się zastanowić, czy "tego typu imprezy powinny być organizowane".
Wicepremier Jacek Sasin ocenił na antenie radiowej Trójki, że wokół wypowiedzi szefa MEN "została rozpętana histeria". - Pan minister powiedział jedno: bardzo niedobrze się dzieje, jeśli dochodzi do takich wydarzeń, gdzie jest zagrożone zdrowie i życie ludzi. I nie powinniśmy dopuszczać do takich sytuacji. Tutaj wszyscy się powinni zastanowić, bo nie tylko na państwie ten obowiązek spoczywa, również na organizatorach manifestacji, na samorządzie, który wydaje zgody. Tutaj wszyscy muszą się zachować niezwykle odpowiedzialnie - powiedział.
Zdaniem wicepremiera, słowa ministra edukacji były apelem do organizatorów marszów równości, "żeby nie próbowali narzucać siłą innym obywatelom swojej ideologii, ideologii LGBT". - To jest działanie, które jest przez dużą część społeczeństwa nieakceptowane - stwierdził Sasin.
- Epatowanie swoją orientacją seksualną wydaje mi się czymś nie na miejscu. To są prywatne sprawy każdego człowieka - podkreślił. Dodał, że osobiście nie podziela poglądu, że "tego typu imprezy" powinny się odbywać. - To mój pogląd, mam chyba do niego prawo - mówił.