Szara zima, dużo ciepła

Przepis na przebicie się z alternatywy do muzyki popularnej głównego nurtu to wokalistka o wysokim głosie, nieudolne zabawy polszczyzną, a wszystko to okraszone mdłą elektroniką. Taki schemat niestety dominuje, dlatego warto wyjrzeć poza niego i wtedy dostrzeżemy Anię Rusowicz, która nie proponuje delikatnych melodii tła, ale chce swoją muzyką zaczepić słuchacza i rozbudzić emocje.

Publikacja: 20.12.2019 17:00

Szara zima, dużo ciepła

Foto: Reporter

Jej styl zdaje się być dziś niemodny wśród młodych słuchaczy elektroniki i hip-hopu. Do gustu przypadnie im raczej drugi zespół Rusowicz – niXes, z którym wystąpiła na ostatnim Open'erze. Płyty, które wydaje pod nazwiskiem, pewnie bardziej niż do publiczności alternatywnych festiwali przemówią do bywalca Festiwalu Pol'and'Rock (dawniej Przystanek Woodstock) tęskniącego za wolnością w hippisowskim duchu.




Stylizacja na jej debiutanckiej płycie była tak bardzo udana, że niektórzy ponoć mylili interpretacje Rusowicz z wykonaniami jej mamy, gwiazdy epoki bigbitu, wokalistki Niebiesko-Czarnych. Nowy album „Przebudzenie" rozwija pomysły z płyt „Mój BigBit" i „Genesis", ale to już nie tylko nawiązanie do polskiego popu lat 60. Młoda wokalistka śpiewa mocniej, ostrzejsza jest też muzyka.

Całość to dynamiczna mieszanka rocka, funku, jazzu i bluesa. Widać na niej też wyraźny ślad podróży do Nowego Orleanu, która była spełnieniem wielkiego marzenia Rusowicz. By sięgnąć do korzeni i zanurzyć się w staromodnym klimacie jeszcze bardziej, jej zespół nagrał płytę na tzw. setkę – w studiu jednocześnie grali wszyscy.

Singiel „Świecie, stój" jest najbardziej radiowym utworem na płycie, z wyraźnie zaznaczonym, wpadającym w ucho refrenem i saksofonem, który dominuje nad kompozycją. Ale innym też nie brakuje przebojowości. Gitarom elektrycznym w „Tajemnicy" towarzyszą organy Hammonda. Sekcję rytmiczną budują wyrazisty bas, perkusja i bębny, rytm jest wyklaskany w rockowych „Nerwach" i „Voodoo". Stylistycznie najbardziej wyróżnia się brawurowe „Małżeństwo", w którym swingujący styl przenosi nas w czasie do międzywojennego kabaretu. W pamięć zapada też lokomotywa tej płyty – energetyczny „W dali dom", utwór jakby żywcem wyjęty z przełomu lat 60. i 70. albo ze ścieżki dźwiękowej do ostatniego filmu Tarantino.

Te poetyckie opisy sprawdzają się na płycie lepiej niż rady z „Do lasu", gdzie wokalistka każe docenić realne życie zamiast wirtualnego. W tekstach wybija się wszechobecne dziś życzenie, by świat na chwilę zwolnił. Opisane są też słodko-gorzkie problemy dorosłości. Wokalistka w wywiadach mówiła, że właśnie tę prozę życia po trzydziestce chciała oddać.

Warto więc posłuchać tego albumu, mimo że nie zawojował list sprzedaży. Rytm i energia wnoszą w szarą zimę dużo ciepła. To nie są wymarzone czasy dla eksplorowanych przez Anię Rusowicz gatunków muzycznych, ale ich miłośnicy na pewno z czystym sumieniem mogą poświęcić tej muzyce czas. I za nią zaśpiewać: „Ty świecie, stój, na rozkaz mój".

Jej styl zdaje się być dziś niemodny wśród młodych słuchaczy elektroniki i hip-hopu. Do gustu przypadnie im raczej drugi zespół Rusowicz – niXes, z którym wystąpiła na ostatnim Open'erze. Płyty, które wydaje pod nazwiskiem, pewnie bardziej niż do publiczności alternatywnych festiwali przemówią do bywalca Festiwalu Pol'and'Rock (dawniej Przystanek Woodstock) tęskniącego za wolnością w hippisowskim duchu.

Stylizacja na jej debiutanckiej płycie była tak bardzo udana, że niektórzy ponoć mylili interpretacje Rusowicz z wykonaniami jej mamy, gwiazdy epoki bigbitu, wokalistki Niebiesko-Czarnych. Nowy album „Przebudzenie" rozwija pomysły z płyt „Mój BigBit" i „Genesis", ale to już nie tylko nawiązanie do polskiego popu lat 60. Młoda wokalistka śpiewa mocniej, ostrzejsza jest też muzyka.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów