Michał Szułdrzyński: To wizja UE według Merkel jest zgodna z polskimi interesami

Dyskusja o polskiej polityce zagranicznej bije kolejne rekordy infantylizmu. A że polityka zagraniczna nie zależy od wójtów, burmistrzów czy prezydentów miast, których wybieramy w niedzielę, pozwolę sobie na parę słów na jej temat.

Aktualizacja: 02.11.2018 21:52 Publikacja: 01.11.2018 23:01

Michał Szułdrzyński: To wizja UE według Merkel jest zgodna z polskimi interesami

Foto: Fotorzepa, Maciej Zieniewicz

Nie mogę nie zauważyć, że w pierwszych komentarzach prawicowych polityków czy komentatorów po deklaracji niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, że nie będzie się ubiegać w grudniu o przywództwo w najpotężniejszej partii chadeckiej Europy – CDU – dominowała nieskrywana satysfakcja. W jednej chwili ujawniły się wszystkie antyniemieckie resentymenty oraz bardzo głęboka niechęć do pani kanclerz.

A warto pamiętać, że nawet szef partii rządzącej przyznał kiedyś, że spośród polityków, którzy mogliby objąć stery w Berlinie, Merkel jest dla Polski najlepsza. Ma ona wizję funkcjonowania Unii Europejskiej, która jest zgodna z polskimi interesami. Zdając sobie sprawę z tego, że Polska, Czechy i Węgry razem wzięte to najważniejszy partner handlowy Niemiec, Merkel nie może sobie pozwolić na budowę Unii dwóch prędkości. Torpedowała więc wszelkie pomysły tworzenia nowych, osobnych instytucji strefy euro, grożących poluzowaniem relacji z tymi krajami. W dodatku, jak na berlińskie warunki, obecna niemiecka kanclerz jest politykiem niezwykle sceptycznym wobec Rosji. Czy wynika to z osobistej niechęci do Władimira Putina czy z doświadczeń życia w NRD, dość, że to dzięki jej determinacji od czterech lat Unia utrzymuje surowe sankcje na Rosję. Ktoś powie, że przecież istnieje projekt Nord Stream 2. To prawda, ale nie twierdzę, że Merkel we wszystkim jest propolska.

Oczywistym błędem pani kanclerz była decyzja z września 2015 r. o niezamknięciu granic przed idącą z południa falą imigrantów i uchodźców. I właśnie dziś Merkel płaci za nią cenę. Taka jest polityka. Ale głównym grzechem pani kanclerz jest fakt, że nie jest entuzjastką „dobrej zmiany". I choć publicznie o sytuacji w Polsce wypowiedziała się bodaj tylko raz, cesarzowa Europy jest jednym z wrogów naszej prawicy.

Widać to było doskonale, gdy sukcesy w kolejnych wyborach odnosiła prawicowa AfD. Część prawicy nie kryła satysfakcji, że Merkel dostaje łupnia. I oto partia, której lider dopomina się, by Niemcy wreszcie przestały przepraszać za działania Wehrmachtu, i która chce się porozumieć z Rosją, staje się nagle ideowym pobratymcem naszych rodzimych strategów i geopolityków spod znaku „dobrej zmiany". Podobnie, gdy liberałom nad Sekwaną po piętach depcze Zjednoczenie Narodowe, któremu nie podoba się nie tylko UE, ale też NATO, lub gdy piękne tyrady przeciw Brukseli wygłasza gorący orędownik szkodliwego dla polskich interesów brexitu Nigel Farage.

Na tym samym polega problem ze słynnymi już słowami głowy naszego państwa o Unii Europejskiej, która zabrała nam żarówki. Można krytykować przerost brukselskiej administracji, można chcieć reformy Unii. Ale znajduje się ona dziś w poważnym kryzysie i nie jest pewne, czy długo jeszcze wytrzyma nawet w przybliżonym kształcie, który, przy wszystkich wadach, jest dla Polski fundamentalnie ważny i korzystny. Patrzenie na politykę europejską przez pryzmat własnych sympatii politycznych jest błędem. Naszą racją stanu jest to, by w Berlinie, Paryżu czy Londynie rządzili nie politycy, którzy mają takie poglądy jak nasza prawica czy lewica, ale tacy, którzy zagwarantują istnienie takiego geopolitycznego układu, który będzie korzystny z punktu widzenia polskich interesów. Opowieści o żarówkach, trzymanie kciuków za AfD, Farage'a czy innych podobnych polityków, to nie tylko kołtuństwo, ale też geopolityka godna karpia, który opowiada się za przyspieszeniem Wigilii.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Nie mogę nie zauważyć, że w pierwszych komentarzach prawicowych polityków czy komentatorów po deklaracji niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, że nie będzie się ubiegać w grudniu o przywództwo w najpotężniejszej partii chadeckiej Europy – CDU – dominowała nieskrywana satysfakcja. W jednej chwili ujawniły się wszystkie antyniemieckie resentymenty oraz bardzo głęboka niechęć do pani kanclerz.

A warto pamiętać, że nawet szef partii rządzącej przyznał kiedyś, że spośród polityków, którzy mogliby objąć stery w Berlinie, Merkel jest dla Polski najlepsza. Ma ona wizję funkcjonowania Unii Europejskiej, która jest zgodna z polskimi interesami. Zdając sobie sprawę z tego, że Polska, Czechy i Węgry razem wzięte to najważniejszy partner handlowy Niemiec, Merkel nie może sobie pozwolić na budowę Unii dwóch prędkości. Torpedowała więc wszelkie pomysły tworzenia nowych, osobnych instytucji strefy euro, grożących poluzowaniem relacji z tymi krajami. W dodatku, jak na berlińskie warunki, obecna niemiecka kanclerz jest politykiem niezwykle sceptycznym wobec Rosji. Czy wynika to z osobistej niechęci do Władimira Putina czy z doświadczeń życia w NRD, dość, że to dzięki jej determinacji od czterech lat Unia utrzymuje surowe sankcje na Rosję. Ktoś powie, że przecież istnieje projekt Nord Stream 2. To prawda, ale nie twierdzę, że Merkel we wszystkim jest propolska.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami