Reklama

Recenzja „Wojny o prąd”. Ostatnie dni mroku

Reżyser Alfonso Gomez-Rejon jest jedną z pierwszych ofiar afery Harveya Weinsteina – jego „Wojna o prąd" przeleżała na cyfrowych półkach niemal dwa lata i dopiero teraz trafia do kin na świecie. Czas nie ma oczywiście większego wpływu na recepcję obrazu, ale już dla samych bohaterów filmu jest kwestią kluczową.

Aktualizacja: 13.10.2019 11:47 Publikacja: 11.10.2019 18:00

Recenzja „Wojny o prąd”. Ostatnie dni mroku

Foto: Rzeczpospolita

Oto Thomas Edison (Benedict Cumberbatch) i George Westinghouse (Michael Shannon) biorą udział w wyścigu o rozświetlenie ciemności, którego stawką jest przejście do historii. Pierwszy uchodzi za ikonę epoki, drugiego natomiast mało kto dziś pamięta. Nic dziwnego. Nawet u Gomeza-Rejona Edison jawi się jako samozwańczy Prometeusz, bożyszcze prasy i tłumów, prawdziwy celebryta na współczesną modłę, który – mimo iż wojny nie wygrywa, bo to nie lansowany przezeń prąd stały, ale zmienny wszedł ostatecznie do powszechnego obiegu – wyprowadza ludzkość z mroku nocy. I to wcale nie dzięki innowacyjności czy wrodzonemu geniuszowi, których nikt mu nie odmawia, ale poprzez żyłkę do interesów, nieczyste zagrania i niemały talent do przyciągania uwagi na miarę ówczesnych prestidigitatorów.

Tylko 19 zł miesięcznie przez cały rok.

Bądź na bieżąco. Czytaj sprawdzone treści od Rzeczpospolitej. Polityka, wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i psychologia.

Treści, którym możesz zaufać.

Reklama
Plus Minus
Drony, polityka i chaos. Czy Polska potrafi mówić jednym głosem?
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Tajemnica technologicznego sznura Lenina rozwiązana
rozmowa
Włodzimierz Marciniak: Imperium Rosyjskie jest nie do odbudowania
Plus Minus
Męczennik Charlie Kirk
Plus Minus
Dorota Waśko-Czopnik: Od doktora Google’a do doktora AI
Reklama
Reklama