„Kamerdyner”. Zmierzch pruskich bogów

Nie ma drugiego reżysera w Polsce, który tak dobrze czuje kostium historyczny jak Filip Bajon. „Limuzyna Daimler Benz", „Przedwiośnie" i wreszcie niebywały „Magnat". To tylko część historycznych tytułów zrealizowanych przez 71-letniego reżysera, który też w ostatniej dekadzie na ekran przenosił utwory Fredry i Zapolskiej.

Publikacja: 28.09.2018 18:00

Marianna Zydek i Sebastian Fabijański

Marianna Zydek i Sebastian Fabijański

Foto: materiały prasowe Filmicon/ Rafał Pijański

W najnowszym „Kamerdynerze", podobnie jak w „Magnacie", reżyser kreśli epicką sagę rodzinną z tajemnicami, polityką i zakazaną miłością w tle. I znów odwołuje się do Luchina Viscontiego, genialnego włoskiego portrecisty świata XIX-wiecznej arystokracji.

Akcja „Kamerdynera" rozpoczyna się na Pomorzu w 1900 r., gdy na świat przychodzi Mateusz Kroll – syn kaszubskiej pokojówki oraz – jak wszystko wskazuje – Hermanna von Kraussa (Adam Woronowicz), który pokątnie spłodził już niejedno dziecko. Mati Kroll dorasta we dworze w towarzystwie dwójki pańskich dzieci – z Maritą, z którą połączy go zakazane uczucie (klasowo, narodowościowo i biologicznie), a także z Kurtem, z którym połączy go równie ognista nienawiść. Losy Von Kraussów śledzimy przez pół wieku, gdy ród będzie musiał się dostosować do zmieniających się granic i polityki, nie zawsze podejmując dobre decyzje.

Ale historia kilkupokoleniowej pruskiej familii to tylko jeden z wątków bogatego, dwuipółgodzinnego filmu, który, najogólniej mówiąc, stanowi wielonarodowościową panoramę Prus Zachodnich – akcja rozgrywa się w okolicach Wejherowa, dwór niemieckiej rodziny otaczają kaszubskie wioski, które po 1918 r. staną się terytorium odrodzonej Rzeczypospolitej. Kaszubów w tej historii reprezentuje Bazyli Miotke (Janusz Gajos) – uosobienie mądrości i lokalnego patriotyzmu.

Inspiracje „Zmierzchem bogów" i „Lampartem" Viscontiego są czytelne, choć jednocześnie niezwykle inteligentne i smaczne. Ale jest w „Kamerdynerze" mnóstwo autorskiego stylu samego Filipa Bajona – powraca tu jego skłonność do oniryzmu, objawiającego się w scenach dramatycznych. Tragedia i okrucieństwo mieszają się z surrealistyczną fantazją, jak choćby w niezwykłej scenie masakry w Piaśnicy, której dokonali Niemcy na Kaszubach, polskiej inteligencji z Pomorza oraz pacjentach szpitali psychiatrycznych i przytułków dla niepełnosprawnych. Podobnie jak obrazy wkraczających na Pomorze Sowietów, którzy dewastują dwór Von Kraussów i znęcają się nad pozostałymi domownikami.

Visconti patronuje „Kamerdynerowi" nie tylko z uwagi na fabułę, ale też formę filmową. Zdjęcia Łukasza Gutta (częściowo kręcone na taśmie filmowej) mają swoją niepowtarzalną fakturę. Nieustannie jesteśmy olśniewani perfekcyjnie skomponowanymi kadrami, filtrowanymi przez kurz unoszący się w komnatach, krople morskiej bryzy czy drzazgi sypiące się z tartaku. Kostiumy, charakteryzacja i scenografia są perfekcyjne. Twórcy zadbali nawet o to, by „Kamerdynera" promował artystyczny plakat Andrzeja Pągowskiego (na zdjęciu).

Pierwszorzędne jest także aktorstwo. Adam Woronowicz w końcu doczekał się roli godnej swego talentu. Świetnie wypada Anna Radwan jako jego żona i dobrze radzi sobie młody Sebastian Fabijański jako romantyczny Kroll. Drugi plan także obsadzono wybornie: Borys Szyc, Łukasz Simlat, Mariusz Jakus, Daniel Olbrychski – nie ma tu ani jednej złej decyzji castingowej.

I chociaż gdzieniegdzie dialog zaszeleści papierem, a romansowy wątek ociera się o melodramatyczny kicz, to „Kamerdynera" można smakować niczym filmową ucztę. Takiego kina się już dziś nie robi – nie znaczy to, że Filip Bajon nakręcił film staroświecki. Raczej w starym, dobrym stylu.

„Kamerdyner” reż. Filip Bajon, dystr. Next Film

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95

W najnowszym „Kamerdynerze", podobnie jak w „Magnacie", reżyser kreśli epicką sagę rodzinną z tajemnicami, polityką i zakazaną miłością w tle. I znów odwołuje się do Luchina Viscontiego, genialnego włoskiego portrecisty świata XIX-wiecznej arystokracji.

Akcja „Kamerdynera" rozpoczyna się na Pomorzu w 1900 r., gdy na świat przychodzi Mateusz Kroll – syn kaszubskiej pokojówki oraz – jak wszystko wskazuje – Hermanna von Kraussa (Adam Woronowicz), który pokątnie spłodził już niejedno dziecko. Mati Kroll dorasta we dworze w towarzystwie dwójki pańskich dzieci – z Maritą, z którą połączy go zakazane uczucie (klasowo, narodowościowo i biologicznie), a także z Kurtem, z którym połączy go równie ognista nienawiść. Losy Von Kraussów śledzimy przez pół wieku, gdy ród będzie musiał się dostosować do zmieniających się granic i polityki, nie zawsze podejmując dobre decyzje.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów