W nowym tomie „Dwie główne rzeki" czytamy o wciąż na nowo podejmowanej próbie ułożenia się z własną, chybotliwą tożsamością. To wiersze o przeszłości, wciąż odpominanej, opowiadanej na nowo. O historii i jej interpretacji zmieniającej się w zależności od punktu widzenia.
Kręci się po wersach dziadek-rezun, matka-banderówka, ojciec – polski nacjonalista. Definiowanie się poprzez narodowość, określanie seksualności i wpisywanie w kulturową tradycję jest kłopotliwe i niejednoznaczne.
Egzystencjalne rozterki idą w parze z chorobowymi omamami. Ostatnie wersy wiersza „Pieśń i baśń" kończą się tak: „krzycz matka krzycz może jutro/ gdy się pozbieram będą z tego wiersze". Trauma to motor dla wielu tych tekstów. Poezja jako narzędzie przepracowywania smutków, których nie wyczerpują nawet najdłuższe dystanse.
Stąd być może wrażenie nieskończoności tego poetyckiego świata, który po ostatnim wersie, domykającym każdą kolejną książkę, niczego nie kończy, ale nadal jest, od razu gotowy, tylko czeka, aż poeta wyartykułuje jego dalsze losy, złoży następne tomiki.