Wiadomo, że Trump jest człowiekiem przede wszystkim emocji, bardziej niż intelektu czy wiedzy. Że jest egotystą, nie trzeba nawet przypominać. Pytany 2 sierpnia o Powstanie Warszawskie, odpowiedział: „No tak, bardzo szanuję Polskę. I jak wiadomo, Polacy lubią mnie, a ja ich". Ktoś przysłał mi wtedy notkę: „Trump tak bardzo kocha Polaków, że zatrudnił ponad 200 z nich na czarno przy budowie Trump Towers w Nowym Jorku".
Piszę o zbliżającej się wizycie Trumpa w Polsce nie po to, by się z niego naśmiewać, ale by ostrzec, że do Polski przyjedzie trochę inny prezydent, i może należy być na to przygotowanym. Dwa lata temu Trump dopiero co wygrał wybory, wydawał się (co najmniej sobie) być wspaniałym, niepokonanym władcą nie tylko USA, ale i świata. Człowiek może wiele przeżyć przez dwa lata i człowiek może bardzo się przez te dwa lata zmienić. Z najbliższego otoczenia Trumpa zniknęło ponad 60 osób: jego ministrów, doradców, szefów sztabu, rzeczników i prawników. Zniknęli oczywiście po amerykańsku, nie po rosyjsku, zostali zwolnieni lub sami podali się do dymisji. Przeciwko wielu prowadzono i prowadzi się śledztwo.
Dwa lata temu przyjaciółmi Trumpa byli między innymi Emmanuel Macron, Justin Trudeau czy Theresa May. Dziś deklaruje on swoją (najczęściej nieodwzajemnioną) miłość do Kim Dzong Una i Władimira Putina. Właśnie, dosłownie dziś, ogłosił, że należy zaprosić ponownie Putina do grupy G7, z której wyrzucono Rosję w 2014 roku po anszlusie Krymu.
Dzień dzisiejszy, akurat 20 sierpnia, nie różnił się zbytnio od innych dni, w których media nie nadążają za kawalkadą tweetów Trumpa. Rano prezydent obraził Żydów, twierdząc, że amerykanie żydowskiego pochodzenia, którzy głosują na demokratów, są albo „ignorantami, albo są głęboko nielojalni" (w domyśle: wobec Izraela).
Już po stwierdzeniu, że brak mu Putina w grupie G7, oznajmił nagle, że nie pojedzie do Danii, skoro pani premier nie jest zainteresowana sprzedażą Grenlandii. Dwa lata temu takie stwierdzenie wzbudziłoby ogromne zdziwienie, a nawet strach o stan jego umysłu czy emocji. Dziś jest to jedna z dziwacznych informacji, za którą nadejdą jeszcze inne – dziwniejsze. Skądinąd Trump nie był zaproszony przez panią premier, lecz przez Małgorzatę, królową Danii. Oczywiście, nie chodzi o to, że Trump chciał naprawdę przy okazji kupić największą na świecie wyspę, ale o to, że wie, że się ośmieszył i że niewiele poza żartami może go w Danii spotkać.