Obie gry są zresztą podobne, bazują na refleksie i spostrzegawczości. W najpopularniejszym trybie rozgrywki gracze wykładają na stół karty i obserwują, czy przypadkiem już takich tam nie ma. Kto pierwszy zobaczy parę, musi wskazać ją palcami. Z początku wydaje się to łatwe, lecz gdy kart na stole przybywa, okazuje się to wyzwaniem. Zwłaszcza że w rozgrywce biorą udział nie tylko wyłożone karty, ale również te z wierzchu talii poszczególnych graczy oraz te zdobyte już wcześniej. Oznacza to, że można podebrać rywalowi jego „dorobek"!
Gra posiada dwa dodatkowe tryby rozgrywki umożliwiające m.in. współpracę między graczami. Zabawa jest emocjonująca i niekiedy bardzo dynamiczna, ale pokazuje, że śpieszyć się też trzeba potrafić. Czasami wzory są bardzo podobne i człowiek daje się oszukać, wskazując parę, której tak naprawdę nie ma. Niewielkie rozmiary pudełka sprawiają, że „Miszmasz!" łatwo wsunąć dziecku do kolonijnego plecaka albo zabrać na wycieczkę nad morze. Trzeba tylko pamiętać, by stół był odpowiednio duży – to nie jest produkcja, w którą można grać w ciasnym pociągu.
Niedawno na polskim rynku ukazało się specjalne wydanie gry „Miszmasz!". Przygotowane z myślą o miłośnikach planszówek, składa się z 119 wzorów nawiązujących do najpopularniejszych tytułów na rynku. Nie ułatwia to zabawy, a wręcz czyni ją jeszcze bardziej zwariowaną. I dobrze – przecież nie wszystkie produkcje muszą bazować wyłącznie na taktyce oraz logicznym myśleniu.
—Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl
„Miszmasz!", Rebel.pl