Łącznik. Wspomnienie o Jacku Kalinowskim

Pożegnanie Jacka Kalinowskiego

Aktualizacja: 18.06.2016 07:04 Publikacja: 16.06.2016 13:07

1969–2016

1969–2016

Foto: archiwum prywatne

We wtorek, 14 czerwca, zmarł zasłużony działacz podziemnego NZS Jacek Kalinowski. Przegrał walkę z ciężką chorobą. Miał 47 lat.

Jest druga połowa lat 80. Pod bramą Uniwersytetu Warszawskiego, pośród ulicznej szarzyzny, stoi student. Rozdaje bibułę. Rozpierająca go energia, donośny głos i cięty dowcip jak magnes przyciągają przechodniów. W oczy rzuca się jego jedyna w swoim rodzaju stylówka: oliwkowa cera, bujna czupryna (często przykryta czapką z daszkiem), okulary przeciwsłoneczne i spodnie bądź T-shirt w stylu paramilitarnym – obowiązkowo z dużym znaczkiem Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

Do działania w opozycji palił się jeszcze w stanie wojennym, jako uczeń liceum. – Należał do tej grupy młodzieży, na którą ówczesna dorosła opozycja nie miała za bardzo pomysłu. Stąd miotanie się, od kółek samokształceniowych, w klimacie prawie jak z Żeromskiego, po spontaniczną akcję malowania „S" na tramwajach na pobliskiej pętli, od patriotycznej pielgrzymki po kolportaż – mówi nasz kolega redakcyjny Wojciech Stanisławski, przyjaciel Jacka od lat 80.

Spełnieniem „snu o szpadzie" były dla niego dopiero studia na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, które rozpoczął w 1987 roku. Od razu wstąpił do Niezależnego Zrzeszenia Studentów; odtąd nie przepuścił żadnej pikiety, demonstracji ani dyskusji. – Jacek bardzo angażował się w działalność organizacji. Był ciepłym i dobrym człowiekiem. Czułem, że można na nim polegać, że zawsze pomoże w potrzebie – mówi Piotr Skwieciński, historyk i publicysta tygodnika „W Sieci", działacz podziemnego NZS.

Jacek był ekstrawertykiem. Towarzyski, wygadany, pomysłowy, miał wyraziste poglądy, choć prowadząc spory, był otwarty na innych. – Wszyscy na historii myśleliśmy wtedy Grekami – wspomina Wojciech Stanisławski. – Grekami w stylu, jaki proponował nam Herbert, czyli czytanymi bardzo „romantycznie" i wolnościowo. Nigdy nie zapomnę studentek, które dołączyły do strajku okupacyjnego na UW: milicja pod bramą, w radiu relacja z rozbijania przez ZOMO strajku w Nowej Hucie, a one maszerują z transparentem „W gałązce mirtu nosić będę miecz/ Jak Harmodios i Aristogejton gdy zabili tyrana". W takiej atmosferze Jacek, ze swoją zdolnością do zabrania głosu absolutnie w każdej chwili i na każdy temat, wydawał nam się trochę Alcybiadesem (przebiegłym i walecznym), a trochę złośliwym i mądrym Sokratesem. Z perspektywy ćwierć wieku myślę, że był Hermesem: łączył nas wszystkich – dodaje sekretarz „Plusa Minusa".

Po ukończeniu studiów historycznych Jacek Kalinowski przez wiele lat pracował jako rzecznik prasowy, m.in. w biurze prasowym rządu (1992 –1993), Ministerstwie Finansów (1993), Polskiej Telefonii Komórkowej Centertel i Orange. Nie złożył jednak broni w walce o inne sprawy: niemal do śmierci uczestniczył w manifestacjach przeciwko polityce putinowskiej Rosji, na rzecz wolnej Ukrainy i Białorusi: – Jacek szalenie interesował się sprawami wschodnimi. Był wielkim przyjacielem Ukrainy, i to dużo wcześniej, zanim zaczął się Majdan. Chodził na proukraińskie i probiałoruskie koncerty, spotkania, imprezy – wspomina Agnieszka Romaszewska, dyrektor Biełsat TV, działaczka podziemnego NZS.

Romaszewska zdradza też, że Jacek Kalinowski był namiętnym użytkownikiem portali społecznościowych. – Co najmniej raz w tygodniu wymieniałam z nim na Facebooku różne uwagi. Był to niezwykle sympatyczny i ciepły człowiek, choć czasem w swoich wpisach potrafił nieźle komuś przyładować. Mówi się, że są dwa światy: wirtualny i realny. Nieprawda, świat jest jeden, są tylko różne sposoby wyrazu. Nawet przeglądając sieć, można zobaczyć, jak bardzo zrobiło się po Jacku pusto.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

We wtorek, 14 czerwca, zmarł zasłużony działacz podziemnego NZS Jacek Kalinowski. Przegrał walkę z ciężką chorobą. Miał 47 lat.

Jest druga połowa lat 80. Pod bramą Uniwersytetu Warszawskiego, pośród ulicznej szarzyzny, stoi student. Rozdaje bibułę. Rozpierająca go energia, donośny głos i cięty dowcip jak magnes przyciągają przechodniów. W oczy rzuca się jego jedyna w swoim rodzaju stylówka: oliwkowa cera, bujna czupryna (często przykryta czapką z daszkiem), okulary przeciwsłoneczne i spodnie bądź T-shirt w stylu paramilitarnym – obowiązkowo z dużym znaczkiem Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów