Produkcje tego typu przypominają interaktywne książki. Polegają na odkrywaniu historii zapisanych na taśmach, płytach czy kartkach walających się w rozmaitych lokacjach, czasem wyciąganiu wniosków z nielicznych napotkanych postaci. Nie ma tu walk znanych z klasycznych strzelanin czy skomplikowanych zagadek typowych dla przygodówek. Zagłębienie się w cudze wspomnienia wymaga czasami ruszenia głową, uruchomienia jakiegoś urządzenia czy dostania się w określone miejsce.
Nie inaczej jest i w tej grze. Bohater nieśpiesznie spaceruje po bunkrze, przegląda papierzyska, zagląda we wszystkie możliwe kąty, czasem komentując jakieś fakty w języku angielskim. Najwyraźniej język ten zyskał po wojnie status oficjalnego, polski pojawia się jednak w zapiskach z przeszłości. Ba, Szymonowi zdarza się też po „swojsku" zakląć. To ciekawy pomysł, który buduje klimat rozgrywki na równi z dopracowanymi wnętrzami bazy i mrożącą krew w żyłach opowieścią. „Paradise Lost" wciąga i niepokoi. Okazuje się przyjemną grą i całkiem niezłym dowodem talentu rodzimych deweloperów!