Studia przestały być przepustką do kariery" – informowała okładka jednego z ostatnich numerów numerów magazynu „Plus Minus", który poświęcony został erozji procesu kształcenia akademickiego. Jego wydźwięk był następujący: uczelnie są coraz mniej atrakcyjne dla młodzieży; wykształcenie przestało dawać przewagę na rynku pracy; podmioty akademickie nie przyczyniają się do zdobycia atrakcyjnej posady zgodnej z wykształceniem. Wszystko pięknie, przeprowadzone w trzech tekstach Bogusława Chraboty, Katarzyny Płachty i Jana Rojewskiego rozumowania w wielu punktach trafnie diagnozujące sytuację.
Równie często autorzy zdradzają jednak ograniczoną świadomość realiów związanych z procesem kształcenia, jego wartością i warunkami, w jakich się odbywa. Zapewniam, że agonia edukacji akademickiej wieszczona jest przedwcześnie! Faktem jest natomiast, że musimy, my – wspólnota obywateli, zadać sobie pytanie, po co nam właściwie ośrodki akademickie. W tym kontekście niezwykle istotna jest pogłębiona debata społeczna. Debata, która jak dotąd się nie odbyła.
Sanacja czy pudrowanie
Artykuł Jana Rojewskiego w części nawiązuje do planowanej reformy szkolnictwa wyższego i nauki. Projekt ustawy ministra Jarosława Gowina jest owocem pracy konsultacyjnej, negocjacyjnej i prawnej wielu osób. Jej podstawowym założeniem jest odejście od minimum kadrowego i oceny parametrycznej (ocena dokonywana w oparciu o szczegółowe kryteria – red.) jednostek na rzecz oceny merytorycznej dyscyplin. To nie wydziały będą poddawane ocenie, ale dyscypliny naukowe. To zmienia wszystko. Uczelnie będą bowiem zainteresowane tylko tymi dyscyplinami, które uzyskają wysoką ocenę, bo ta przełoży się na uprawnienia do nadawania stopni naukowych oraz prowadzenia studiów bez konieczności uzyskiwania zgody ministerstwa. To rozwiązanie spowoduje reorganizację instytucjonalną i personalną uczelni. Dzięki temu za kilka lat (po 2025 roku) będziemy mieć w Polsce uczelnie kadrowo odchudzone i z na nowo zdefiniowaną misją. Niektórych może w tym wszystkim niepokoić krótki czas dostosowania oraz brak stosownych symulacji, prognoz i opracowań, a więc dosyć mglista przyszłość wielu tysięcy pracowników uczelni.
W tym kontekście tak krytykowany przez niektóre środowiska pomysł na radę uczelni jest kwestią drugorzędną. Znacznie większym zmartwieniem powinna być kwestia autonomii finansowej uczelni, bez której nie da się wykonać skoku cywilizacyjnego, który przełożyłby się na atrakcyjność naszej akademii w kraju i poza nim. Jeśli bowiem chcemy mieć nad Wisłą drugi Oksford, to musimy zdawać sobie sprawę z tego, że rozproszenie źródeł finansowania połączone z pełną autonomią zarządzania tymi środkami łączy się bezpośrednio z autonomią prowadzenia badań i kształcenia, a nie na odwrót.
Gromadzenie kapitałów
Oxford University – marzenie wielu młodych ludzi, którzy w tych dniach, zdając maturę, robią plany na przyszłość. Dlaczego Oksford jest marzeniem, a UJ czy UW sensownym wyborem?