Reklama

Jan Maciejewski: Sezon na śluby

Oba mocniej niż cokolwiek innego zobowiązują krewnych i znajomych do przybycia. Na jednych i drugich leją się łzy, są kwiaty, jest kościół. Śluby i pogrzeby są bardziej podobne do siebie nawzajem niż do czegokolwiek innego. Ale teraz, kiedy właśnie zaczął się coroczny sezon na te pierwsze, wyraźnie widać, że ciągle jeszcze nie łączy ich tyle, ile powinno. Że jedno z tych przedstawień ma w sobie za dużo teatru, a za mało dramatu. Za dużo fotografów, kamer, oklasków, za mało wyczucia chwili.

Publikacja: 10.05.2019 17:00

Jan Maciejewski: Sezon na śluby

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

W obu przypadkach uroczystość tylko towarzyszy, przygląda się i potwierdza wcześniejszą decyzję. Jednym razem podjęło ją ciało, innym serce albo rozsądek. A więc to wszystko, co się dzieje, do oglądania czego zostaliśmy zwołani, odbywa się bardziej ze względu na nas niż głównych zainteresowanych. Jesteśmy widzami, a widz ma też swoje prawa; ogląda, ocenia, wyrabia sobie zdanie. I na mocy tego prawa od zawsze wolałem pogrzeby od ślubów. Może dlatego, że nikt z ich odprawieniem nie czeka na dotarcie zaproszeń, wolny termin sali czy miesiąc z „r" w środku. Odbywają się, jeszcze zanim wystygło to ciepło, wokół którego mamy się zebrać. Ostatni akt dramatu odbył się tak, jak powinna wyglądać całość – bez pytania o pozwolenie, ani wcześniej, ani później niż przyszła na to pora. Ona nigdy nie jest dobra albo zła, po prostu jest i trzeba się do niej dostosować.

Już za 19 zł miesięcznie przez rok.

Jak zmienia się świat i Polska. Jak wygląda nowa rzeczywistość polityczna po wyborach prezydenckich. Polityka, wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i psychologia. Czytaj, to co ważne.
Reklama
Plus Minus
Jan Maciejewski: Zaczarowana amnestia
Plus Minus
Agnieszka Markiewicz: Dobitny dowód na niebezpieczeństwo antysemityzmu
Plus Minus
Świat nie pęka w szwach. Nadchodzi era depopulacji
Plus Minus
Pierwszy test jedności narodu
Plus Minus
Wirtualni nielegałowie ruszają na Zachód
Reklama
Reklama