Bo nic się nie zmieniło. Ówczesne dzieci wciąż serial kochają i mimo 30 lat na karku chętnie sięgają po każdą kolejną odsłonę swojej ulubionej produkcji. Niedawno w ciągu tygodnia kupili 1,5 mln egzemplarzy gry zatytułowanej „Dragon Ball Z: Kakarot". Nic dziwnego, program umożliwia odwiedzenie krainy znanej im z telewizora, swobodne przemierzanie jej najodleglejszych zakamarków i wreszcie – spotkanie z wirtualnymi idolami z dzieciństwa. W dodatku wygląda jak serial sprzed laty. Graficy przygotowujący program stanęli bowiem na wysokości zadania i stworzyli iluzję hitowego anime.

Samo „Dragon Ball Z: Kakarot" łączy elementy gry fabularnej i zręcznościówki. Z tego pierwszego gatunku pożycza otwarty świat oraz rozbudowaną historię wraz z zadaniami pobocznymi. Obarcza tym samym graczy obowiązkiem zdobywania przedmiotów, rozwijania drużyny oraz dbania o wyżywienie. Elementem drugiego gatunku są efektownie zrealizowane walki – emocjonujące i dynamiczne, ale też wymagające planowania. Polski dystrybutor zdecydował się przetłumaczyć napisy, dialogi pozostawiając w języku japońskim, przez co skutecznie zbudował klimat. W tle słychać klasyczne kompozycje Shunsuke Kikuchiego, człowieka odpowiedzialnego za muzyczną ilustrację serialu. Dzięki takim właśnie zabiegom „Dragon Ball Z: Kakarot" zasługuje na miano najlepszej adaptacji „Smoczych jaj".