Niepoprawny dowód von Neumanna zdaje się jednym z tych przypadków, które nazbyt często przydarzały się w historii nauki, gdy jakaś praca okazywała się równie wpływowa, co błędna.
Uczestnicy Kongresu Solvaya w 1927 roku. W pierwszym rzędzie siedzą, od lewej: Irving Langmuir, Max Planck, Marie Curie, Hendrik Lorentz, Albert Einstein, Paul Langevin, Charles-Eugene Guye, C.T.R Wilson, Owen Richardson. W środkowym rzędzie, od lewej: Peter Debye, Martin Knudsen, William Lawrence Bragg, Hendrik Anthony Kramers, Paul Dirac, Arthur Compton, Louis de Broglie, Max Born, Niels Bohr. W ostatnim rzędzie, od lewej: Auguste Piccard, Émile Henriot, Paul Ehrenfest, Édouard Herzen, Théophile de Donder, Erwin Schrödinger, JE Verschaffelt, Wolfgang Pauli, Werner Heisenberg, Ralph Fowler, Léon Brillouin.
Nigdy nie istniała jedna interpretacja kopenhaska. To, co mówili Bohr, Heisenberg i von Neumann, nieznacznie się różniło, ale wszyscy byli zgodni co do tego, że nauka przekroczyła Rubikon. Według nich nie było już powrotu do realistycznej wersji fizyki. Przedstawili rozliczne argumenty przeciw takiej ewentualności, wszystkie prowadzące do wniosku, że fizyka kwantowa nie jest spójna z realizmem. Nie było takiej wersji fizyki atomowej, w której elektrony miałyby ściśle określone położenia i trajektorie.
Pozostało 97% artykułu
Teraz 4 zł za tydzień dostępu do rp.pl!
Kontynuuj czytanie tego artykułu w ramach subskrypcji rp.pl
Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.
Żaden szef izraelskiego rządu nie sprawował władzy tak długo. Żaden też nie naraził tak bardzo na szwank wizerunku państwa i nie wystawił go na równie wielkie niebezpieczeństwo.
Nie możemy zapomnieć, że medycy też są hibakusha. Badając kataklizm spowodowany przez bombę atomową, hiroszimscy lekarze zaglądają coraz to głębiej i głębiej w piekielne czeluści, do których sami trafili.
„Nie mam siły być mną” – mówi załamana Wanda, bohaterka serialu „Kiedy ślub?”. Chociaż w założeniu ma on być słodko-gorzkim obrazem milenijnego pokolenia, śmiech jest tu głównie maską skrywającą życiowe dramaty. Dla pokolenia, które tworzyło pierwsze internetowe memy, nic przecież nie może być całkiem na serio.
Pełnoskalowa wojna z Izraelem byłaby gwoździem do trumny konającego Libanu. Kraj pogrążyłby się w kolejnej krwawej wojnie domowej, która cofnęłaby go do epoki kamienia łupanego.