Jan Maciejewski: Epidemii nie wystarczy przetrwać, trzeba na nią odpowiedzieć

Akurat w tę informację uwierzyłem od razu. Od początku wydawała się wiarygodna dużo bardziej od każdej z aktualizowanych z godziny na godzinę statystyk i prognoz. W fakcie, że Francuzi i Włosi rzucili się na „Dżumę" Alberta Camusa, że książka ta znika z półek prawie równie szybko jak ryż, mydło i papier toaletowy, jest coś tak naturalnego, zdrowego i ludzkiego, że aż trudno nie myśleć o nim z wdzięcznością.

Publikacja: 13.03.2020 17:00

Jan Maciejewski: Epidemii nie wystarczy przetrwać, trzeba na nią odpowiedzieć

Foto: AdobeStock

Wyobrażać sobie tę chwilę, kiedy na liście materiałów niezbędnych do przetrwania epidemii odhaczali kolejne punkty i gdy okazało się, że potrzebują czegoś więcej niż tylko środków dezynfekujących i konserw. Że stali się nie tylko uczestnikami wydarzenia, ale i zostało im rzucone wyzwanie; epidemii nie wystarczy przetrwać, trzeba na nią odpowiedzieć. Po cichu i nie wprost, w wymuszonym przez standardy bezpieczeństwa i higieny odosobnieniu; udzielić odpowiedzi nieuchwytnej jak moment, w którym dochodzi do zarażenia i niewidzialnej jak wirus. Może i nie ochroni przed chorobą, ale może uratować duszę.




Przywrócić właściwą hierarchię, odwrócić na chwilę wzrok od tego z natury przejściowego i chwiejnego stanu równowagi, jakim jest zdrowie. Liny rozciągniętej nad przepaścią choroby, po której krocząc, nie należy zbyt często patrzeć w dół. Skierować go na to, co określa rangę człowieka dużo dokładniej niż temperatura ciała i stan płuc. Na zadanie, konkretną sprawę, którą ma w czasie tych paru dni lub lat, jakie mu pozostały załatwić. Na tym polegała cała mądrość chrześcijańskiej modlitwy o dobrą śmierć; nie możliwie późną ani lekką, tylko dobrą. „Wybaw nas, Boże od nagłej i niespodziewanej śmierci"; nie pozwól zostawić niedokończonej pracy, niedokręconej śrubki albo niepostawionej kropki. Nie dawaj mi nieskończenie wiele czasu, wystarczy dokładnie tyle (ale ani sekundę mniej), ile trzeba, by wykonać zadanie. To modlitwa nie tyle o dobrą śmierć, co o dobre życie.

„W piękny poranek majowy wytworna amazonka, siedząc na wspaniałej kasztance, jechała kwitnącymi alejami Lasku Bulońskiego." Pierwsze zdanie powieści pisanej przez jednego z bohaterów „Dżumy". Zdanie przerabiane setki razy, cyzelowane i poprawiane w zamkniętym i umierającym mieście. Było w tej postaci i jej wątku coś więcej niż tylko obsesja każdego autora na punkcie pierwszego zdania, ustalenia tonacji, w której zabrzmi cały utwór. Kolejna, tysięczna wersja tego samego zdania, zapisywana przy akompaniamencie dalekich jęków umierających i w lepkim, zadżumionym powietrzu, była jak amulet. Jeżeli nie padło jeszcze ostatecznie pierwsze zdanie, to ostatnie z nich jest wciąż daleko. W pierwszej kropce jest już zapowiedź ostatniej z nich. A przecież mam prawo tu być tylko do chwili, w której ją postawię. To tu kryje się sekret cudownych ocaleń tych, którzy pracowali w samych epicentrach dżumy – lekarzy czy osób odpowiedzialnych za wywożenie zwłok. Świadomość roli okazywała się najskuteczniejszą szczepionką; zadanie do wykonania – kordonem sanitarnym.

To nuda jest uwerturą każdej epidemii, w „zabijaniu czasu" jest już coś z odruchu samobójcy. Oczekiwania na wirus, który wita się potem z – kamuflowaną gorączką zapobiegliwości – ulgą i wdzięcznością.

Piszę te słowa z pogwałceniem zasad higieny, w publicznej bibliotece, która i tak za kilka dni zostanie pewnie zamknięta, a już dzisiaj jest prawie opustoszała. Kilka osób, które się tu dzisiaj pojawiły, witało się porozumiewawczym spojrzeniem. Każda z nich miała coś do zrobienia, w tym samym miejscu i rytmie co dotychczas. Zachowywanie proporcji nie jest już możliwe w epoce telewizji informacyjnych i prowadzących nieprzerwane relacje z przebiegu epidemii portali. Dlatego też każdy z nich jest trochę jak ten poprawiający wciąż na nowo pierwsze zdanie swojej powieści bohater Camusa. I na każdego z nich patrzyłem z wdzięcznością. Tą samą, z którą myślę o znikających z półek egzemplarzach „Dżumy". 

Wyobrażać sobie tę chwilę, kiedy na liście materiałów niezbędnych do przetrwania epidemii odhaczali kolejne punkty i gdy okazało się, że potrzebują czegoś więcej niż tylko środków dezynfekujących i konserw. Że stali się nie tylko uczestnikami wydarzenia, ale i zostało im rzucone wyzwanie; epidemii nie wystarczy przetrwać, trzeba na nią odpowiedzieć. Po cichu i nie wprost, w wymuszonym przez standardy bezpieczeństwa i higieny odosobnieniu; udzielić odpowiedzi nieuchwytnej jak moment, w którym dochodzi do zarażenia i niewidzialnej jak wirus. Może i nie ochroni przed chorobą, ale może uratować duszę.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach
Plus Minus
Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Plus Minus
Chwila przerwy od rozpadającego się świata