Ostatnio szczególne wrażenie wywarł na mnie węgierski film „Kontrolerzy". Co prawda widziałem go wcześniej, od jego premiery minęło już prawie 15 lat, jednak od dawna nie obejrzałem czegoś tak świeżego – niesamowitego zarówno wizualnie, jak i koncepcyjnie. Akcja rozgrywa się w budapeszteńskim metrze. Pozornie, na co wskazuje też tytuł, jest to film o pracy zwykłych kontrolerów. Ale kiedy przyjrzymy się fabule bliżej, tak naprawdę jest to film o walce dobra ze złem, którą wewnętrznie toczy główny bohater. Jako szef ekipy kontrolerów właściwie nie opuszcza metra – nie tylko tam pracuje, ale nawet śpi. W pewnym momencie spotyka swojego dawnego kolegę, z którym kiedyś pracował w wielkiej korporacji. Pada wtedy bardzo ważne zdanie. Na pytanie, dlaczego porzucił biuro dla pracy kontrolera, główny bohater odpowiada, że właściwie tak bardzo bał się w swoim życiu porażki, że jedynym ratunkiem była dla niego absolutna ucieczka. Postanowił uciec do miejsca, które stało się całym jego życiem. Ukrył się pod powierzchnią miasta – w metrze.
Taka ucieczka od gonitwy miasta jest też motywem kryminału „Wzgórze psów" Jakuba Żulczyka. Akurat ta książka utrzymana jest w klimacie, który sam rozumiem i z którego poniekąd się wywodzę, bo opowiada o prowincji. Bohaterem jest człowiek, który ucieka z Warszawy, kiedy życie zawodowe okazuje się serią niepowodzeń. Wraca przegrany do domu rodzinnego, który ma być dla niego ostatnim bastionem bezpieczeństwa. Jednak bohatera spotka duża niespodzianka. Myślę, że motyw prowincji jest u nas nadal nieodkryty. To trochę taki nasz produkt eksportowy, który wciąż czeka na swój czas.
W zupełnie innym środowisku i innej przestrzeni osadzony jest film „Atak paniki", który od piątku można zobaczyć w kinach. Miałem przyjemność obejrzeć go wcześniej, w trakcie Gdyńskiego Festiwalu. Poza tym, że jest to świetna rozrywka, to dodatkowo film ten jest pewnego rodzaju odtrutką na miałkie polskie komedie, których plaga ostatnio pojawiła się w kinach. W „Ataku paniki" można się też przejrzeć jak w lustrze. Film jest śmieszny, wzruszający, a czasem też trochę przerażający. Bo takie jest też życie we współczesnym świecie, zwłaszcza w dużym mieście. „Atak paniki" to moim zdaniem przewrotna i inteligentna rozrywka.
Kiedyś w trakcie studiów na zajęciach z filozofii mój profesor powiedział, że w tej chwili jedynymi filmami, które podejmują próbę zrozumienia celu naszego życia, są filmy science fiction. Całkowicie się z tym zgadzam i pewnie dlatego przypadł mi do gustu kolejny już sezon serialu „Black Mirror". Odnajduję tam to, o czym wspominał mój profesor – pytania o granice naszego człowieczeństwa, o to, gdzie ono się kończy.
notowała Katarzyna Płachta