Piotr Zaremba: Partyjna chorągiewka z trefnisia

Klaudia Jachira staje się swoistym aniołem śmierci, zwiastunką klęski swojego obozu.

Aktualizacja: 02.10.2019 12:06 Publikacja: 01.10.2019 21:00

Miało być śmiesznie i nowocześnie, a wyszedł kłopot. Młodzi politycy PO myśleli, że Klaudia Jachira

Miało być śmiesznie i nowocześnie, a wyszedł kłopot. Młodzi politycy PO myśleli, że Klaudia Jachira przyciągnie nowych wyborców, i namówili Grzegorza Schetynę na umieszczenie jej na listach KO

Foto: Reporter/ Tomasz Jastrzębowski

Inwazja Klaudii Jachiry z jej popisami, z „Bobem, Humusem, Włoszczyzną” (zamiast Boga, Honoru, Ojczyzny), a potem z szyderstwami ze smoleńskiej katastrofy, to blisko końca kampanii dobra ilustracja paru spostrzeżeń. Z pewnością nie zostałaby ona aż tak bardzo dostrzeżona, gdyby nie ogólny stan kampanijnej pustki.

Nie oznacza to, że jest to kampania o niczym. W kilku punktach mamy istotne różnice między głównymi siłami politycznymi, niektórzy zaś uważają te wybory za najważniejsze od 1989 roku. Niemniej jednak większość rzeczy została w niej już dawno i po wiele razy powiedziana. Starcie trwa przecież od początku roku, jedne wybory przeszły płynnie w następne. Wiele tematów jest zresztą przytłoczonych przez gigantyczne projekty sprowadzające się do czystego rozdawnictwa.

Po co im Jachira?

Co zostało? Coraz bardziej rozpaczliwe apele opozycji w tych sprawach, które naprawdę są najsłabszymi punktami pisowskiego dorobku, ostatnio w kwestii zapuszczonej, obciążonej kolejkami służby zdrowia. Próba zainteresowania Polaków kolejnymi historiami quasi-aferalnymi, teraz przygodami prezesa NIK Mariana Banasia. Plus rutyna objazdów kraju z przypominaniem stale tych samych sloganów, zresztą po obu stronach.

W teorii otwiera to pole dla symbolicznych gestów, skojarzeń, fabularnych narracji. I dla opozycji kończy się to na razie samobójczym kataklizmem. Organizowana przez liberalnych celebrytów akcja na rzecz udziału w wyborach doprowadziła do debaty, czy Wojciech Pszoniak obraził chorych umysłowo. Role się odwróciły, to prawica zaczęła rozliczać dawne elity z politycznej poprawności. Ta równoległa kampania to skądinąd popis nieporadności, braku empatii i wyobraźni, nawet bez groteskowej wpadki aktora.

O ile kulturalne tuzy stanęły do samobójczego boju na własną rękę, o tyle Jachira ze swoimi internetowymi happeningami, to – formalnie rzecz biorąc – produkt samej Koalicji Obywatelskiej, która umieściła ją na sejmowej liście w warszawskim okręgu. Jak to się stało, że ją tam wpuszczono? To konsekwencja braku wyobraźni młodych polityków PO, którzy namówili do tego ruchu mało zorientowanego Grzegorza Schetynę. Skoro mamy być nowocześni i wyluzowani, powinniśmy wabić wyborców gwiazdą netu, taka była argumentacja. Schetyna podchwytuje takie sugestie, bo pomimo eksperymentu z Małgorzatą Kidawą-Błońską, którą ktoś mu podpowiedział, sam nie ma pomysłu na kampanię poza nieustającym zaostrzaniem tonu.

Przypomina się dawna uwaga prof. Ryszarda Legutki, że dziennikarze „Gazety Wyborczą” widzą całą Polskę jako jedną wielką swoją redakcję. Promotorzy platformerskiej kariery Jachiry są przekonani, że wszyscy Polacy śmieją się z tych samych kawałów co oni, tylko propaganda TVP Jacka Kurskiego nie pozwala tego ujawnić.

Nie przyjrzano się zapewne, kampania to wszak domena nieustającego chaosu, wcześniejszym internetowym występom Jachiry, toksycznym produktom osoby ewidentnie nadpobudliwej, nawet jeśli z ukończoną szkołą aktorską. Nie zauważono też, że skłonny do używania ciężkiej językowej artylerii PiS na czas kampanii wyciszał swoich zagończyków: Dominika Tarczyńskiego czy Krystynę Pawłowicz.

Ta ostatnia dostała się zresztą w 2011 r. do Sejmu w roli nobliwej pani profesor i dopiero później stała się napastliwą gwiazdą Twittera. Obecna kampania obozu rządzącego jest twarda, ale przynajmniej z pozoru merytoryczna. Argumentem bywały w niej „cysterny wstydu”, ale tezy ideologiczne i personalne wycieczki formułowane są ostrożniej i tonem serio. Czynienie partyjnej chorągiewki z trefnisia to raczej zły pomysł.

Czego się chwyta tonący?

W szczególności jest to kiepski interes dla formacji przegrywającej. Wbrew pokusie, że najsilniejszego można już tylko obśmiać. Pojawia się wówczas przecież skojarzenie z tonącym, który chwyta się rozpaczliwie sztuczek. Utwierdza się wrażenie słabości, zwłaszcza gdy humor jest cokolwiek histeryczny. Bulwersuje się niektórych starszych zwolenników, którzy jak prof. Jerzy Bralczyk czują się zmuszeni do dystansu. Młodym z kolei podsuwa się schemat: nie dość, że przegrywają, są obciachowi.

Te uwagi nie dotyczą naturalnie tych starych i młodych, którzy sami akceptują ten typ estetyki czy poczucia humoru. Jest to jednak grupa stosunkowo wąska (a na prowincji wręcz znikoma). I nie trzeba jej pozyskiwać, ona jest już w zasięgu oddziaływania głównej partii opozycyjnej. Czy Jachira przyciągnie jednego nowego wyborcę? Może kogoś z lewicy, ale straty są potencjalnie większe.

Zwłaszcza że Platforma Obywatelska w swoim nowym kostiumie Koalicji Obywatelskiej potwierdza tym wszystkie stereotypy, w które wtłacza ją prawica. Przywołuje stereotyp formacji kosmopolitycznej, której Polska jest obojętna i dla której żadne wartości nie są święte. Dopiero co próbowano niekonsekwentnie, ale jednak, z nim walczyć. Ileż to zdań wypowiedziano na temat konieczności sięgnięcia po wspólnotowość, odebrania prawicy monopolu na patriotyzm itd. No to Klaudia Jachira pomaga w tym jak może. Nawet niedawni sojusznicy Schetyny z PSL poczuli się zmuszeni do potępienia jej języka.

Anachroniczna zwiastunka klęski

Efekt jest taki, że kandydatce na premiera Małgorzacie Kidawie-Błońskiej wypadło się z Jachiry tłumaczyć i za nią przepraszać. Zrobiła to i sama Jachira. Ale możliwe, iż to tylko chwilowe cofnięcie się, że świeżo upieczona polityczka szykuje się do nowych szaleństw. KO nie usunie jej już z listy, a ona w dalszym postępowaniu w równej mierze może kierować się chęcią wyprzedzenia wewnątrzpartyjnych konkurentów co swoim charakterem.

„Jakiż trzeba mieć nieprofesjonalny sztab wyborczy, aby w mediach wizerunek partyjny w postaci Małgorzaty Kidawy-Błońskiej przysłonić głupkowatą Klaudią Jachirą. Powodzenia, opozycjo...” – napisał na Facebooku znany adwokat związany niegdyś z tą formacją. Rzecz w tym, że poczucie nieuchronności porażki podsyca i pogłębia proces autodestrukcji, premiuje emocje i brak strategicznego czy choćby taktycznego myślenia.

– Przecież ona ma prawo obśmiewać złą prawicę – to najczęstsza reakcja odpowiadających na krytykę, także niektórych zawodowych działaczy PO. Myśl, że przy braku obiekcji moralnych (co skądinąd smutne) warto byłoby kierować się choćby politycznym wyrachowaniem, staje się dla wielu wręcz niedostępna. Kiedyś podobnie żarliwie bronili niektórzy ludzie prawicy swego prawa do porównywania III RP do PRL z czasów Bieruta, a Unii Europejskiej do obozu koncentracyjnego. Nie był to szczęśliwy czas tej formacji. Raz po raz przegrywała.

Możliwe, że wpływ Jachiry na ostateczny wynik tych wyborów jest przeceniany, że mało kto ją zauważa. Jednak na miejscu liderów głównej partii opozycyjnej dmuchałbym na zimne. To nie jest ich szczęśliwy czas.

Jachira jako główny temat w internetowych potyczkach to zarazem świadectwo małej powagi polskiej polityki – przy całym patosie konkluzji, że mamy do czynienia ze starciem dwóch całkiem różnych wizji Polski. Nasi internauci dyskutują zawzięcie przypadek Grety Thunberg, dziewczynki wzywającej do walki o lepszy klimat. I ta rozmowa o sprawach najważniejszych dla świata, dzieląca na prawicę i antyprawicę, szybko staje się sporem o zaufanie do dziecka lub jego brak. Rozmawia się o jej minie i emocjach, o stanie zdrowia i o tym, w jakim stopniu jest sterowana przez ciemne siły.

A kiedy wraca się na polskie podwórko, rzadko napotkamy ślad choćby poważnej rozmowy o kształcie naszego państwa. Jachira to projekcja starcia dwóch schematów: kultury prześmiewania, na ogół bezmyślnego i mało zabawnego, z kulturą oburzenia. Oczywiście ta wojna będzie się toczyć dalej, kolejne granice będą przekroczone, może kiedyś w sposób dla oburzonej prawicy szczególnie dotkliwy. Ale rozmawiamy o doraźnym wpływie tego na najbliższe wybory.

Na dokładkę pani ta sięgnęła po tematykę nieco już zapomnianą, choćby po Smoleńsk. Czy dlatego, że sama nie zna innych tematów? Czy może ktoś jej podpowiedział, że kiedyś katastrofą smoleńską skutecznie prowokowano PiS?

Tylko że te czasy skończyły się dobre kilka lat temu. Mamy do czynienia z prawicą dobrze wiedzącą, czego chce, chwilami bezwzględną, ale na pewno niezagubioną. W efekcie Jachira, zamiast prowokować, sama się miota. I staje się żywym dowodem miotania się swojego obozu. Swoistym aniołem śmierci, zwiastunką klęski. Tak bardzo stała się anachroniczna.

Inwazja Klaudii Jachiry z jej popisami, z „Bobem, Humusem, Włoszczyzną” (zamiast Boga, Honoru, Ojczyzny), a potem z szyderstwami ze smoleńskiej katastrofy, to blisko końca kampanii dobra ilustracja paru spostrzeżeń. Z pewnością nie zostałaby ona aż tak bardzo dostrzeżona, gdyby nie ogólny stan kampanijnej pustki.

Nie oznacza to, że jest to kampania o niczym. W kilku punktach mamy istotne różnice między głównymi siłami politycznymi, niektórzy zaś uważają te wybory za najważniejsze od 1989 roku. Niemniej jednak większość rzeczy została w niej już dawno i po wiele razy powiedziana. Starcie trwa przecież od początku roku, jedne wybory przeszły płynnie w następne. Wiele tematów jest zresztą przytłoczonych przez gigantyczne projekty sprowadzające się do czystego rozdawnictwa.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków