Wśród dziesiątków filmów i zdjęć, które obiegły świat po wczorajszej tragedii, jedna fotografia robi przygnębiające wrażenie. Trzech załamanych piłkarzy siedzących w pustej szatni. W tej samej szatni, w której kilka dni wcześniej wspólnie z kolegami świętowali największy sukces w ponad 40-letniej historii klubu – awans do finału Copa Sudamericana, odpowiednika Ligi Europy – a teraz z różnych powodów pozostali w domach, dzięki czemu uniknęli śmierci.
Ten sukces osiągnęli zaledwie dwa lata po powrocie do brazylijskiej Serie A (najwyższa klasa rozgrywkowa). By pokazać, jak duży postęp zrobili w krótkim czasie, wystarczy napisać, że jeszcze w 2009 roku występowali w czwartej lidze.
– Mój zespół przypomina Leicester, to ekipa z małego (niespełna 200 tys. mieszkańców – red.) i niezbyt atrakcyjnego miasta, która może zdobyć tytuł – mówił we wrześniu trener Caio Junior po zwycięstwie nad Fluminense.
Finał tej bajki okazał się jednak tragiczny. Samolot z drużyną rozbił się w pobliżu Medellin, pięć minut drogi od lotniska. Zginęło 75 spośród 81 osób, w tym 20 zawodników. Najbardziej znany z nich, 35-letni kapitan Cleber Santana, przez trzy sezony (2007–2010) grał w Atletico Madryt. Wypożyczony z Hoffenheim 21-letni Matheus Biteco był pomocnikiem młodzieżowej reprezentacji Brazylii, a sześć lat starszy napastnik Ananias strzelił bramkę decydującą o awansie do finału Copa Sudamericana.
– Byliśmy jak rodzina, kiedy się z nimi żegnałem, powiedzieli mi, że jadą zrobić wszystko, żeby ten sen się ziścił. To był emocjonujący sezon, ale tej nocy sen się skończył – mówił prezes klubu David De Nes Filho.