Po rozegraniu 464 meczów, po tym, gdy zawodnicy przez niemal 42 tysiące minut biegali po boisku, a trenerzy w 16 klubach skorzystali z 457 piłkarzy (najwięcej pojawiło się ich w ostatnim w tabeli Górniku Zabrze – aż 36; najmniej za miedzą w Piaście Gliwice: 24), w ekstraklasie w końcu zaczną się mecze o prawdziwe punkty.
W sobotę – wszystkie spotkania rozgrywane będą równolegle o godzinie 18 – ostatnia kolejka sezonu zasadniczego. A później jednym zgrabnym czarodziejskim ruchem wszystkim klubom liczba punktów zostanie zmniejszona o połowę (by było ciekawiej), a liga zostanie podzielona na dwie grupy (by było jeszcze ciekawiej) i zespoły zagrają jeszcze po siedem spotkań. Już tym razem nie o półtora punktu za zwycięstwo, tylko jak wszędzie na świecie o trzy. I już nie o załapanie się do grupy mistrzowskiej czy spadkowej, ale o tytuł i uniknięcie spadku.
System ESA 37 (od finalnej liczby kolejek) ma równie wielu i równie zagorzałych przeciwników, jak zwolenników. Cokolwiek by jednak myśleć o jedynym w swoim rodzaju systemie z dzieleniem punktów, trzeba też przyznać, że emocje przed ostatnią kolejką rundy zasadniczej są olbrzymie. Szkoda tylko, że mało kto wspomina, iż odbywa się to kosztem tylu meczów, które za nami, gdy zbyt często wśród piłkarzy i trenerów naszej ligi zwyciężał minimalizm, a nikt nie chciał ginąć za półtora punktu.
Przed sobotnimi spotkaniami sześć miejsc w grupie mistrzowskiej jest już obsadzonych. Legia Warszawa nie tylko jest pewna, że zagra o tytuł, ale że nawet w przypadku porażki w meczu z Pogonią Szczecin (zespół Czesława Michniewicza także ma już zapewnione miejsce w czołowej ósemce) Piast Gliwice stołecznego klubu nie dogoni i to Legia będzie zwycięzcą fazy zasadniczej. Idą za tym oczywiście konkretne przywileje – przede wszystkim taki, że z drugą drużyną, Piastem właśnie, Legia zagra u siebie.
Miejsce w lepszej grupie zapewniły sobie także Cracovia, beniaminek Zagłębie Lubin oraz broniący tytułu, ale z marnymi widokami na skuteczne wykonanie zadania, Lech Poznań. O dwa pozostałe miejsca rywalizować będzie w sobotę aż siedem klubów. Trzeba też jednak od razu przyznać, że szanse takiej Termaliki Bruk-Bet Nieciecza, Korony Kielce czy Jagiellonii Białystok – która pokpiła sprawę w miniony poniedziałek, gdy przegrała u siebie aż 0:3 z Podbeskidziem, przy czym zwycięstwo dawałoby jej niemal pewny awans – są li tylko statystyczno-matematyczne, a lista warunków, które musiałyby zostać spełnione, zajęłaby więcej miejsca niż ten artykuł. Z całą pewnością wiadomo też, że o utrzymanie bić się będą oba Górniki – z Zabrza i Łęcznej – oraz Śląsk Wrocław.