W czwartkowy wieczór Sevilla pokazała, że triumfator Ligi Europy może sprawić zwycięzcy Champions League więcej kłopotów niż niejeden konkurent w najbardziej prestiżowych rozgrywkach.
Mecz na wypełnionej częściowo kibicami Puskas Arenie zaczął się dla Bayernu źle. Już w 13. minucie David Alaba wpadł w polu karnym w Ivana Rakiticia, a sędzia podyktował jedenastkę. Do piłki podszedł Lucas Ocampos, zmylił Manuela Neuera i było 1:0 dla Sevilli.
Czas uciekał, a najlepszy zespół ostatnich miesięcy nie był w stanie zagrozić poważnie rywalom. Sprytnym strzałem bramkarza Sevilli próbował pokonać Robert Lewandowski. Nie wyszło, ale jeszcze w pierwszej połowie polski napastnik popisał się asystą przy wyrównującym golu Leona Goretzki.
Bayern złapał wiatr w żagle. Chwilę po przerwie, po wymianie podań z Thomasem Muellerem, do siatki trafił Lewandowski, ale po analizie VAR okazało się, że był na spalonym. Równie krótko z bramki cieszył się Leroy Sane - tym razem arbiter odgwizdał faul Lewandowskiego. Mistrz Niemiec nie chciał czekać, dążył do wygranej, a Sevilla patrzyła, co robi przeciwnik i liczyła na kontry. Mało brakowało, by jedna z nich przyniosła efekt. Tuż przed końcem, po błędzie Alaby, Youssef En-Nesyri pędził samotnie na bramkę Bawarczyków, ale Neuer utrzymał kolegów w grze.
Ledwo zaczęła się dogrywka, a En-Nesyri stanął przed kolejną świetną okazją. Urwał się obrońcom, minął Alabę, uderzył, ale Neuer odbił piłkę na słupek. En-Nesyri pracował na tytuł superrezerwowego, ale to wprowadzony już w dogrywce i prawdopodobnie żegnający się z Monachium Javi Martinez wywiązał się lepiej z roli dżokera. Dobił głową strzał Alaby i Bayern sięgnął po czwarte trofeum za kadencji Hansiego Flicka.