Przed rozpoczęciem spotkania Wisła Płock nadal nie mogła być pewna utrzymania się w LOTTO Ekstraklasie. Nafciarze potrzebowali minimum remisu, by nie martwić się o swój los. Zagłębie zdegradowane zostało już kilka kolejek temu, a na koncie miało też serię czterech porażek z rzędu.
Pierwszy kwadrans upłynął pod znakiem fauli w pobliżu pola karnego Zagłębia Sosnowiec i dośrodkowań z rzutów wolnych. Podopieczni trenera Leszka Ojrzyńskiego starali się grać szybko i dwukrotnie stworzyli zagrożenie pod bramką, jednak za każdym razem skutecznie interweniował Lukas Hrosso.
Za stałe fragmenty gry w ekipie Wisły odpowiadał Dominik Furman i to on zasługiwał na wyróżnienie w pierwszej części meczu. Sosnowiczanie skupiali się na kontratakach, z których niewiele udało się przeprowadzić do samego końca. W 28. minucie piłka znalazła się w siatce, po tym jak Dawid Ryndak minął bramkarza Wisły i strzelił do pustej bramki. Sędzia natychmiast wychwycił jednak spalonego - relacjonuje Onet.
W 35. minucie z wolnego tym razem podyktowanego dla gości, "postraszył" Mateusz Możdżeń, ale zagrożenie powstało głównie wskutek rykoszetu i nieporozumienia na linii bramkarz-obrona. Ostatnią dogodną szansę w pierwszej połowie meczu miał Vamara Sanogo, który dynamicznie wpadł w pole karne z piłką przy nodze, ale podszedł do akcji zbyt indywidualnie. Piłka w ostatniej fazie tej sytuacji lekko odskoczyła od nogi napastnika i między innymi dzięki temu ze strzałem uporał się Bartłomiej Żynel.
Gospodarze po przerwie nadal nie podejmowali zbyt dużego ryzyka, ale mimo to dochodzili do sytuacji strzeleckich. Pierwszą z nich po zmianie stron w fatalny sposób zmarnował Giorgi Merebaszwili, który przyjął piłkę strącaną przez Lukasa Gressaka. Gruzin posłał jednak piłkę ponad bramką.