Co prawda w ogłoszonej w poniedziałek deklaracji polski rząd przyznaje, że potrzebna jest transformacja sektora węglowego, ale już podczas konferencji prasowej prezydent Andrzej Duda wskazał, że nie tyle potrzebna jest redukcja emisji dwutlenku węgla, ile równoważenie jej z pochłanianiem przez lasy. Tylko prezydent powtarza mity byłego ministra środowiska prof. Jana Szyszki (tego, który nie tylko zezwolił na wycinanie drzew w Polsce, ale i starodrzewu Puszczy Białowieskiej) o rzekomej zdolności pochłaniania przez nasze lasy milionów ton CO2, które produkujemy. Zacytuję po raz kolejny w ostatnich dniach raport Greenpeace'u: w ciągu 30 lat leśne gospodarstwa węglowe pochłoną zaledwie tyle dwutlenku, ile Polska produkuje w ciągu jednego dnia.

Gdy cały świat głowi się, jak rozwiązać problem narastającego efektu cieplarnianego, polski prezydent deklaruje, że mamy węgla na 200 lat i nie planujemy całkowitego odejścia od tego surowca. Obecnie prawie 90 proc. energii powstającej w Polsce pochodzi z węgla, a w roku 2030 ma to być ponad 60 proc.

Andrzej Duda wskazywał w poniedziałek, że walka o klimat nie może wpływać na zmniejszenie liczby miejsc pracy. Dzień wcześniej minister energii Krzysztof Tchórzewski ostrzegał podczas uroczystości barbórkowych na Śląsku, że ograniczanie zużycia węgla w Polsce oznaczać będzie bezrobocie górników. To kolejny mit, bo obecnie poziom bezrobocia w Katowicach nie przekracza 2 proc., w regionie brakuje rąk do pracy i jego gospodarka na pewno byłaby w stanie wchłonąć kilka tysięcy pracowników, którzy pracują pod ziemią.

Nie tylko prezydentowi, ale i innym politykom z Polski, doradziłbym rozmowę z Arnoldem Schwarzeneggerem, który w Katowicach zwrócił uwagę na to, jak wiele miejsc pracy generują zielone technologie. To jest właśnie gospodarka 4.0, do której mieliśmy zmierzać. Przynajmniej jeśli wierzyć założeniom strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju Mateusza Morawieckiego.