Leon Podkaminer: Co (i kto) napędza inflację

Ceny „produktu" państwowej energetyki rosną mimo stagnacji realnych dochodów gospodarstw domowych.

Publikacja: 24.11.2020 21:00

Leon Podkaminer: Co (i kto) napędza inflację

Foto: Adobe Stock

Według Eurostatu we wrześniu 2020 r. zharmonizowany wskaźnik inflacji dla Polski wyniósł 3,8 proc. i był najwyższy w UE. Wskaźnik kalkulowany przez GUS wyniósł 3,2 proc. i spadł do 3,1 proc. w październiku. Z punktu widzenia celu inflacyjnego NBP (2,5 proc. +/- 1 proc.) sytuacja nie jest niezwykła.

Dlaczego jednak mamy do czynienia z inflacją pomimo spadku aktywności gospodarczej? W wielu krajach recesji towarzyszy spadek cen. Przypuszczenie, że oto w Polsce inflacja wynika z „nadmiaru pustego pieniądza", którym rząd z NBP obdarowuje obywateli, jest nieprzekonujące. Po pierwsze, tarcze antykryzysowe w wielu innych krajach są też szczodre, co nie napędza inflacji. Po drugie, ważna jest struktura zmian cen.

Produkty rynkowe, najbardziej podatne na ewentualny wzrost rozmiarów „pustego pieniądza", podrożały najmniej. To żywność i napoje bezalkoholowe (+2,4 proc.), wyposażenie i utrzymanie mieszkania (+1,4 proc.). Wiele wręcz potaniało: odzież i obuwie (-2,4 proc.), sprzęt audio, informatyczny (-1,7 proc.), auta (-0,4 proc.), benzyna (-9,4 proc.). W sumie towary podrożały zaledwie o 1,5 proc. r./r.

Za 3,1-proc. wzrost wskaźnika inflacji odpowiada 7,3-proc. wzrost cen usług. Główną składową jest tu użytkowanie mieszkania, pochłaniające ponad 18 proc. koszyka wydatków na towary i usługi konsumpcyjne. Podrożało ono o 7,5 proc., głównie przez wzrost prądu (+11,7 proc.). Gdyby użytkowanie mieszkania podrożało tylko tak jak towary (+1,5 proc.), to wskaźnik inflacji sięgnąłby nie 3,1 proc., a najwyżej 2,8 proc. Gdyby prąd nie podrożał bardzo, to niższy byłby też wzrost cen innych towarów i usług, których wytworzenie wymaga energii.

Ogólną inflację zawdzięczamy więc nie „pustemu pieniądzowi", lecz cenom elektryczności. Są one ustalane w oderwaniu od realiów rynkowych: dyktowane gospodarce przez kartel kilku państwowych firm elektroenergetycznych „w porozumieniu" z państwowym urzędem regulacyjnym (i, jak sądzę, z właścicielem reprezentowanym przez rząd i władzę polityczną).

Istnieje pogląd, że podwyżki cen prądu są uzasadnione w rosnących kosztach produkcji i dystrybucji. Sugeruje się więc, że bez podwyżek energetyka stałaby się deficytowa. Ale przeczą temu dane o jej wskaźniku rentowności obrotu netto: w I półroczu 2020 r. ponad 10 proc. Rentowność przedsiębiorstw przetwórstwa przemysłowego wyniosła 3,2 proc., handlu detalicznego tylko 1 proc., a sektora zakwaterowania i gastronomii była na 11,7-proc. minusie.

Dysproporcja pomiędzy rentownością sektora rynkowego (przetwórstwo przemysłowe) a skartelizowanego, państwowego sektora elektroenergetyki nie jest niczym nowym (wykres). Warto odnotować, że ceny produkcji sektora przetwórstwa przemysłowego obniżają się od początku 2020 r., reagując na realia rynkowe. Tymczasem ceny produkcji sektora elektroenergetycznego są systematycznie podnoszone, pomimo stagnacji (jeśli nie spadku) realnych dochodów do dyspozycji gospodarstw domowych.

Czy nadzwyczajne zyski można uzasadniać potrzebą gromadzenia środków na inwestycje w energetyce? Odpowiedź jest negatywna. Potrzeba inwestycji technologicznie innowacyjnych, ale ich nie można się spodziewać po firmach, których „dobrostan" oparty jest na spalaniu węgla. W gospodarce rynkowej technologicznie nowatorskie inwestycje pojawiają się „na zewnątrz" istniejącego układu. Kolei żelaznych nie zaczęli budować posiadacze dyliżansów. Przedsięwzięcia innowacyjne są finansowane przez rynek kapitałowy, względnie kredytem bankowym, a nie zgromadzonymi zyskami. Firmy elektroenergetyczne dysponują odpisami amortyzacyjnymi posiadanego majątku. Nic nie stoi na przeszkodzie, by tym finansować bieżące inwestycje modernizacyjne.

Wiemy więc, że inflację napędza drożejący prąd. Ale do końca nie wiemy, jakie są tego motywy. Mniemam, że fiskalne: do rosnących zysków ma prawo państwowy właściciel. Dochodzą do tego rosnące dochody z VAT na energię. Nie można przeoczyć też, że opływające w gotówkę firmy sektora mają skłonność do szczodrego finansowania przedsięwzięć „promocyjnych" miłych władzy.

Autor jest emerytowanym pracownikiem Wiedeńskiego Instytutu Międzynarodowych Porównań Gospodarczych

Według Eurostatu we wrześniu 2020 r. zharmonizowany wskaźnik inflacji dla Polski wyniósł 3,8 proc. i był najwyższy w UE. Wskaźnik kalkulowany przez GUS wyniósł 3,2 proc. i spadł do 3,1 proc. w październiku. Z punktu widzenia celu inflacyjnego NBP (2,5 proc. +/- 1 proc.) sytuacja nie jest niezwykła.

Dlaczego jednak mamy do czynienia z inflacją pomimo spadku aktywności gospodarczej? W wielu krajach recesji towarzyszy spadek cen. Przypuszczenie, że oto w Polsce inflacja wynika z „nadmiaru pustego pieniądza", którym rząd z NBP obdarowuje obywateli, jest nieprzekonujące. Po pierwsze, tarcze antykryzysowe w wielu innych krajach są też szczodre, co nie napędza inflacji. Po drugie, ważna jest struktura zmian cen.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację