Śmigłowce „po amerykańsku”

Policji kolejny raz nie udało się przeprowadzić przetargu na śmigłowce – taką informację można było znaleźć ostatnio w prasie. Od dawna także nic się nie dzieje w sprawie zakupu kilkudziesięciu takich maszyn dla polskiej armii. To ewidentny dowód, że o ile „za mundurem panny sznurem", o tyle śmigłowce już niekoniecznie.

Publikacja: 04.11.2018 20:00

Śmigłowce „po amerykańsku”

Foto: Adobe Stock

Przyczyną nie jest to, że wiropłaty jesienią odlatują do ciepłych krajów. Problem nie dotyczy w ogóle latania, lotnictwa itd. My po prostu nie umiemy kupować. Procedury zamówień publicznych kuleją. Nawet wówczas, gdy trzeba udrożnić przydrożny rów melioracyjny. To czego się możemy spodziewać, gdy trzeba wydać miliardy, i to na obronność państwa?

Jeśli nie wiemy, jak coś zrobić dobrze, należy podpatrzyć, jak to robią inni, bardziej doświadczeni. Weźmy Stany Zjednoczone. Stawiane są one w Polsce za wzór do naśladowania oraz źródło najlepszych pomysłów. Zobaczmy więc, jak to się robi w Ameryce.

Amerykanie znani są z nieustannego podkreślania własnych przewag technologicznych i gospodarczych. „Powstali z kolan" dawno temu. Budując swoją potęgę militarną, okazują się superpragmatyczni. Starają się kupić zawsze najlepszy sprzęt, wybierając między ofertami zarówno krajowymi, jak i zagranicznymi. W tym drugim przypadku skrupulatnie dbają, by taki zakup przyniósł im jak największe korzyści gospodarcze.

Siły Lotnicze USA szukały niedawno maszyny do wykonywania zadań ochrony baz interkontynentalnych pocisków balistycznych oraz transportu rządowego i sił bezpieczeństwa. Wybrano śmigłowiec... AW139 włoskiej Grupy Leonardo!

Włoski koncern wystartował w przetargu w konsorcjum z amerykańskim Boeingiem. Włosi mają ponadto w USA swoje zakłady produkcyjne. Złożyli także odpowiednie zapewnienia, że amerykański przemysł skorzysta na tym zakupie. Mimo to decyzja ta daje wiele do myślenia. Amerykanie mają przecież swojego potentata w produkcji śmigłowców – koncern Lockheed Martin Corporation.

Wybrano zagraniczne rozwiązanie jako najlepiej spełniające ich potrzeby! Uzyskano również jak największe korzyści dla własnej gospodarki. Postawiony został bowiem wymóg produkcji śmigłowca na terenie USA i współpracy z lokalnym przemysłem.

Czy można znaleźć w Polsce podobne przykłady racjonalnego podejścia do zakupów sprzętu wojskowego? Nie bardzo. Kontrakt na śmigłowce Caracal nie był dla Polski rozwiązaniem ani najlepszym, ani najtańszym. Ani nawet korzystnym dla przemysłu. To samo można powiedzieć o pomyśle przejęcia fregat od marynarki australijskiej. Przeszło 20-letnie okręty zdaniem ekspertów średnio nadawały się na niewielki Bałtyk. Zmniejszały dodatkowo szanse na produkcję nowych okrętów w polskich stoczniach.

Lotnik, marynarz, piechur czy policjant muszą dostać sprzęt dobry i niezawodny. Trzeba się zawsze kierować szeroko pojętą jakością. Wybór sprzętu wojskowego musi także uwzględniać interesy polskiej gospodarki i naszego przemysłu.

Zamiast tego mamy nieustanne obietnice oraz czytamy o odwołanych lub zamrożonych przetargach. Żołnierzowi i policjantowi to na pewno nie wystarczy!

Przyczyną nie jest to, że wiropłaty jesienią odlatują do ciepłych krajów. Problem nie dotyczy w ogóle latania, lotnictwa itd. My po prostu nie umiemy kupować. Procedury zamówień publicznych kuleją. Nawet wówczas, gdy trzeba udrożnić przydrożny rów melioracyjny. To czego się możemy spodziewać, gdy trzeba wydać miliardy, i to na obronność państwa?

Jeśli nie wiemy, jak coś zrobić dobrze, należy podpatrzyć, jak to robią inni, bardziej doświadczeni. Weźmy Stany Zjednoczone. Stawiane są one w Polsce za wzór do naśladowania oraz źródło najlepszych pomysłów. Zobaczmy więc, jak to się robi w Ameryce.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację