Jednocześnie truizmem jest stwierdzenie, że duża część obywateli w najlepszym wypadku opowiada się za obecnym kompromisem aborcyjnym. Uwzględnianie nastrojów społecznych przy podejmowaniu działań w życiu publicznym jest niezbędne dla osiągania dalekosiężnych celów zwłaszcza w demokracji – tak, aby skutki tych działań nie skończyły się wraz z końcem kadencji (lub nie odwróciły w drugą stronę w tzw. efekcie wahadła). Z tego powodu uważam skierowanie wniosku do Trybunału Konstytucyjnego dotyczącego przesłanki eugenicznej za pójście nie tylko drogą najwygodniejszą, ale też – obawiam się – krótkowzroczną.
Czytaj także:
Na tę opinię ma wpływ, po pierwsze, sama sytuacja odnosząca się do Trybunału Konstytucyjnego w obecnym kształcie – organu pozbawionego autorytetu nie tylko wśród większości prawników, ale dużej części społeczeństwa, przede wszystkim z powodu m.in. nieprawidłowości przy wyborze sędziów począwszy od 2015 roku oraz problematycznego wyboru prezes tej instytucji. Nie ulega wątpliwości, że w przypadku przegrania wygrania wyborów przez obecny obóz rządzący w przyszłości, los orzeczeń wydawanych przez obecny Trybunał jest przy tym przynajmniej niepewny. Wybór skrajnie kontrowersyjnych byłych posłów na jego sędziów już tylko dopełnił miary. To zresztą pokazuje krótkowzroczność prowadzonych w stosunku do niego działań przez polityków prawicy – gdyby nie wspomniane kontrowersje, obecny wyrok byłby zapewne szeroko krytykowany (tak jak słynne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem prof. Andrzeja Zolla z roku 1997), ale nie byłoby podstaw do kwestionowania jego obowiązywania.
Po drugie, skierowanie wniosku do TK nie uwzględnia wspomnianego kontekstu społecznego, tj. szerokiego, negatywnego odbioru podejmowanych działań w zakresie poszerzenia ochrony życia, uznawanych przez wielu za kolejny objaw ograniczenia praw polskich kobiet bez ich zgody poprzez nakładanie ciężaru ponad ich siły. W tym kontekście, biorąc pod uwagę, że – w przeciwieństwie do lat 90. – rządzący obóz miał wszystkie środki ku temu, żeby uruchomić ścieżki legislacyjne, droga wprowadzania prawnych zmian pro-life poprzez uruchomienie obecnego TK była na pewno najwygodniejszą dla rządzących, ale to droga na skróty – z całym ryzykiem z tym związanym. Jakiekolwiek kroki podejmowane w tym kierunku powinny być bowiem bezpośrednio połączone (najlepiej w jednym akcie prawnym) ze znacznym poszerzeniem wsparcia państwa dla kobiet w ciąży, którym wyniki badań prenatalnych wskazują na istnienie tego rodzaju wad genetycznych, a także oczywiście zwiększeniem pomocy rodzinom posiadających dzieci z niepełnosprawnością – tak, aby ten negatywny odbiór społeczny możliwie szeroko neutralizować i w konsekwencji realnie zwiększyć ochronę życia, bez zwiększania podziemia aborcyjnego. Dobrze, że program „za życiem" został wprowadzony, ale nawet organizacje przychylne obecnej władzy uznają, że jest do poprawki (także w praktyce jego stosowania), nie mówiąc o lepszej jego promocji. Ponadto, być może, zamiast prostego uchylenia przesłanki eugenicznej, właściwszym rozwiązanie było rozpoczęcie prac legislacyjnych od najmniej kontrowersyjnego wykluczenia niepełnosprawności typu zespół Downa czy Turnera z definicji ciężkich wad płodu.
To wszystko wymaga zdecydowanie większego wysiłku niż działania stricte prawnicze, obarczone znacznym ryzykiem cofnięcia w dalszej lub bliższej przyszłości. Jeszcze jednak nie jest za późno, aby ten wysiłek podjąć.
Autor jest adwokatem i doktorem nauk prawnych