Niestety, po pół roku widać wyraźnie, że globalni liderzy nie wzięli sobie do serca tego apelu. Świadczył o tym m.in. wrześniowy Szczyt Działań na rzecz Klimatu w ONZ, w którym uczestniczyłem jako przedstawiciel Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego (EKES). Już na początku Greta Thunberg, szwedzka nastolatka będąca dziś symbolem walki o klimat, zarzuciła globalnym liderom, że mają do zaproponowania jedynie pustosłowie. Potem nie było lepiej. Jeśli ktoś czekał na przełom, nową jakość w kwestii neutralności klimatycznej, mógł się poczuć srodze rozczarowany.

To niedobrze. Jeśli wyliczenia ekspertów są prawidłowe, to czasu w zasadzie nie mamy. Potrzebny jest nie tylko plan, o którym mówił Guterres. Ale także jego sprawna realizacja!

Presja czasu może spowodować, że staraniom o neutralność klimatyczną zagrozi powierzchowność i pozoranctwo. Niektóre „proekologiczne działania" to tak naprawdę „outsourcing" trujących problemów poza pole widzenia. Przeniesienie np. szkodliwej produkcji emitującej CO2 do odległego kraju nie poprawi klimatu! Dwutlenek węgla będzie dalej emitowany, przyspieszając topnienie lodowców itd. Pojazdy elektryczne zasilane prądem z elektrowni węglowych to również przekładanie problemu z jednej kieszeni do drugiej. Pokusa takich prostych, nieskomplikowanych działań jest jednak olbrzymia. Niemal od razu można ogłosić PR-owy sukces. Tyle że to nie jest żadna ekologia. To zwykła spychologia!

Inna niebezpieczna tendencja to pośpieszna i bezrefleksyjna realizacja generalnie słusznych postulatów. Może ona jednak zagrozić funkcjonowaniu całych gospodarek i społeczeństw. Taki głos słyszałem ostatnio na międzynarodowej konferencji, zorganizowanej z okazji jubileuszu 30-lecia Pracodawców RP. Występujący na niej eksperci zwracali uwagę, że nie ma jednej ścieżki niezbędnych zmian dla wszystkich państw. Że należy dopasować drogę do neutralności klimatycznej do kształtu konkretnej gospodarki, jej zasobów i możliwości.

Dekarbonizacja na przykład, czyli odejście od wykorzystywania węgla w gospodarce – dziś wszyscy wiedzą, że to konieczność. Ale nie można tego zrobić jednym prostym cięciem, jedną decyzją. Węgiel czymś trzeba zastąpić. Bez niego nie wyprodukujemy jednak stali, cementu itd. Czy ludzkość zgodzi się z dnia na na dzień na utrudnienia w dostępie do tych materiałów? Lub na kilkukrotny wzrost ich cen? Węglową „cegiełkę" – tak ważną w skomplikowanej budowli, jaką jest gospodarka – trzeba wyjmować ostrożnie. Dopiero po zbadaniu jej wpływu na całą konstrukcję. Eksperci i politycy muszą jednak zakasać rękawy i zabrać się na serio do roboty. Udowodnić, że potrafią ją płynnie zastąpić inną – zieloną, odnawialną. Bo jak Greta i jej rówieśnicy podrosną, to sami to zrobią. Łomem i kilofem. A to może być tak samo groźne jak zostawienie jej w tym samym miejscu.