Spór o TK nie interesuje społeczeństwa

Spór, jaki już od jakiegoś czasu toczy się o Trybunał Konstytucyjny i którego końca nie widać, nie interesuje społeczeństwa. Ważny jest dla rządzących. Ci zaś, zamiast edukować, swoim zachowaniem dają społeczeństwu przyzwolenie na to, by ignorowało prawo – zauważa Maciej Nowak.

Aktualizacja: 16.08.2016 09:27 Publikacja: 16.08.2016 09:07

Trybunał Konstytucyjny

Trybunał Konstytucyjny

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Prawda jest smutna. Społeczeństwo jest coraz bardziej znudzone sporem o Trybunał Konstytucyjny. I chyba bardzo dobrze wie o tym obóz rządowy. Słońce, wakacje... Któż przejmowałby się w takich okolicznościach trójpodziałem władzy czy niezawisłością sędziowską? Tym bardziej że obu stronom sporu nie pozostało nic innego, jak powtarzać wypowiedziane lub wykrzyczane wielokrotnie argumenty.

Warto przy tej okazji zauważyć coś innego. Spór o Trybunał mimo wszystko mógł stanowić okazję do edukacji obywatelskiej. Gdyby władza potrafiła się wycofać ze swojego stanowiska, trzej sędziowie Trybunału zostaliby zaprzysiężeni, a sporny wyrok (a obecnie już wyroki) – bez żadnych dodatkowych machlojek – w końcu opublikowany. Cała awantura, wbrew pozorom, mogłaby wszystkim wyjść na dobre. Mogłaby podnieść autorytet sądów i prawa w ogóle. Obywatele uzyskaliby informację, że ze stosowaniem prawa nie ma żartów. Natomiast trwanie przez prezydenta, rząd i większość parlamentarną przy swoim stanowisku powoduje poważne szkody społeczne. Okazuje się bowiem, że władzę sądowniczą można ignorować, protekcjonalnie pouczać i ośmieszać.

W naszym społeczeństwie istnieje naturalne podłoże dla takich działań. Jeżeli spojrzymy na historię, szybko dojdziemy do wniosku, że na przestrzeni wieków dosyć kiepsko było z poszanowaniem przez nas prawa. Jakże często można było odnaleźć tendencje, gdy obywatele sami czuli się w mocy przesądzania o tym, co jest dobre, a co złe, i gotowi byli ochoczo wyręczać lub ignorować sądy. Można przypominać różne zdarzenia i osoby. Wspomnijmy chociażby XVII wiek i pana Łaszcza (pojawił się zresztą w „Ogniem i mieczem" Henryka Sienkiewicza), którego płaszcz był ponoć ocieplony niewykonanymi wyrokami sądów. Nawet jeżeli to legenda, dobrze oddaje mentalność szlachecką.

Wyroki sądu były dobre wtedy, gdy były korzystne. Jeżeli nie – w miarę możliwości zupełnie ignorowano ich treść (zwłaszcza jeżeli, stosując metaforę z dawnego powiedzenia, było się „bąkiem", a nie „muszyną").

Idźmy dalej – czym innym, jak nie krańcową ignorancją przepisów prawa były sławetne zajazdy. Mentalność ich uczestników znakomicie (zauważmy, nie bez swoistego sentymentu) oddał w swej epopei Adam Mickiewicz. Jak to ujmował jego Gerwazy: „Broń Boże! Szlachta Bracia! ja przy prawie stoję./ Wszak Hrabia wygrał, zyskał dekretów niemało /Tylko je egzekwować! Tak dawniej bywało:/Trybunał pisał dekret, szlachta wypełniała,/A szczególniej Dobrzyńscy, i stąd wasza chwała".

Jeżeli ktoś uzna, że to zdarzenia zbyt odległe i literackie, przypomnijmy sanację, Piłsudskiego i nazywanie przez niego konstytucji „konstytutą", czy też pogardliwe „Chcecie zachować nienaruszoną biel waszych prawniczych szatek" rzucone do podwładnych po aresztowaniach brzeskich.

Przykład idzie z góry. Owszem, jesteśmy osadzeni w kulturze europejskiej, ale wywodzące się z Rzymu umiłowanie prawa to chyba nasz najsłabszy punkt. I nie chodzi o stawianie tez o niższości cywilizacyjnej Polaków. W żadnym wypadku, nie w tym rzecz. Po prostu – zwłaszcza po 1945 r. – nie było okazji, by w dłuższym okresie przyswajać w praktyce wszystkie reguły państwa prawa. Mieliśmy też zabory i z rozwijającymi się koncepcjami praw niemieckich czy austriackich niekoniecznie musieliśmy się w pełni identyfikować. Nie bez swojej winy mamy zaległości. Stąd wciąż jesteśmy narażeni, że w wątpliwych sytuacjach wyjrzą twarze panów Łaszczów i Gerwazych.

Z tego powodu rzeczywiście my Polacy chętnie damy się „znudzić" sprawą Trybunału Konstytucyjnego. Chyba też dlatego politycy opcji rządzącej, którzy nie mają pojęcia o prawie, mogą tak śmiało nazywać sędziów Sądu Najwyższego „grupą kolesi", czy pouczać ich, jak należy rozumieć prawo. Chyba dlatego większość publicystów sympatyzujących z obecną władzą ochoczo wyszukuje „źdźbła" w działalności Trybunału i sędziów, a nie widzi już „belki" w postaci chociażby naginania procedur parlamentarnych przy nocnym uchwalaniu ustaw ustrojowych oraz braku merytorycznego uzasadnienia większości zawartych w nich zmian (nie zauważając otwarcie, że chodzi tylko i wyłącznie o polityczne sparaliżowanie Trybunału).

Dodajmy jeszcze jedno. Nie chodzi mi o różne argumenty specjalizujących się w prawie konstytucyjnym prawników. Nad nimi można się spierać. Jednakże przekaz społeczny jest prosty: kto – kogo? Albo jeszcze bardziej brutalny: czy Jarosławowi Kaczyńskiemu uda się w końcu utrzeć nosa tym sędziom czy nie?

Nie łudźmy się – gdy władza upora się z Trybunałem, większość społeczeństwa tym się nie przejmie. Gorsze będzie to, że przy tej okazji utrwalą się te mniej korzystne tradycje historyczne. Panowie Łaszcz i Gerwazy mogą więc powrócić. I równie ochoczo ignorować prawa i porządki wprowadzane przez nową władzę.

Autor jest doktorem nauk prawnych, radcą prawnym

Prawda jest smutna. Społeczeństwo jest coraz bardziej znudzone sporem o Trybunał Konstytucyjny. I chyba bardzo dobrze wie o tym obóz rządowy. Słońce, wakacje... Któż przejmowałby się w takich okolicznościach trójpodziałem władzy czy niezawisłością sędziowską? Tym bardziej że obu stronom sporu nie pozostało nic innego, jak powtarzać wypowiedziane lub wykrzyczane wielokrotnie argumenty.

Warto przy tej okazji zauważyć coś innego. Spór o Trybunał mimo wszystko mógł stanowić okazję do edukacji obywatelskiej. Gdyby władza potrafiła się wycofać ze swojego stanowiska, trzej sędziowie Trybunału zostaliby zaprzysiężeni, a sporny wyrok (a obecnie już wyroki) – bez żadnych dodatkowych machlojek – w końcu opublikowany. Cała awantura, wbrew pozorom, mogłaby wszystkim wyjść na dobre. Mogłaby podnieść autorytet sądów i prawa w ogóle. Obywatele uzyskaliby informację, że ze stosowaniem prawa nie ma żartów. Natomiast trwanie przez prezydenta, rząd i większość parlamentarną przy swoim stanowisku powoduje poważne szkody społeczne. Okazuje się bowiem, że władzę sądowniczą można ignorować, protekcjonalnie pouczać i ośmieszać.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb