Po globalnym kryzysie bankowym, który wybuchł w 2007 r., kraje wysoko rozwinięte miały podobne kłopoty, jak wiele lat wcześniej Japonia. Warto zatem analizować, co dzieje się w jej gospodarce. Trudno wykluczyć, że patrząc na nią, widzimy przyszłość, która stanie się udziałem innych państw wysoko rozwiniętych. W tym sensie Japonia pełni rolę kanarka. Kiedyś trzymano te ptaki w kopalniach, by sprawdzać, czy nie ulatnia się metan. W gospodarce toksyczną substancją może okazać się nadmiar oszczędności.
Początek końca wzrostu
Wiemy, że nadmiar oszczędności pojawił się w Japonii już latach 70. ubiegłego wieku. Wtedy jednak nikt się tym jeszcze nie martwił. Japonia była symbolem sukcesu gospodarczego. Zastanawiano się raczej, kiedy przegoni Stany Zjednoczone. A jednak zalążki jej dzisiejszych problemów pojawiły się właśnie wtedy. Badania Kyoiji Fukao pokazały, że już wówczas pojawił się w Japonii nadmiar oszczędności.
Duże oszczędności krajowe są zazwyczaj (poniekąd słusznie) postrzegane jako symptom sukcesu gospodarczego. Gdy jednak inwestycje, deficyt budżetowy i nadwyżka w handlu nie są w stanie w całości ich wchłonąć, zaczynają one przemieniać się w toksyczne opary hamujące wzrost gospodarczy. Pojawia się chroniczna słabość popytu. Kryjąca się za oszczędzaniem przezorność przestaje być cnotą. John Maynard Keynes określił to jako paradoks oszczędzania (pardox of thrift).
W latach 70. skala nadmiaru oszczędności w Japonii była jednak jeszcze rzeczywiście na tyle mała, że nikt sobie nią głowy nie zawracał. Nadeszła zresztą właśnie wtedy złota era (jak pisze o niej Richard Koo) japońskiej gospodarki. Zmniejszanie się napływu ludzi ze wsi do miejskich ośrodków przemysłowych umocniło pozycję pracujących. Rosnącej sile związków zawodowych sprzyjała utrzymująca się wtedy jeszcze dominacja tradycyjnych przemysłów, charakteryzujących się koncentracją produkcji i dużym zatrudnieniem. Wydajność i płace szybko rosły. Zwiększała się zamożność Japończyków. W latach 70. to społeczeństwo stawało się, podobnie jak w USA w latach 50. i 60., jedną wielką klasą średnią.
W pewnym jednak sensie to sukces gospodarczy ściągnął na Japonię jej późniejsze problemy. W 1986 r. pod naciskiem USA Japonia zgodziła się przystąpić do Porozumienia Plaza. W jego ramach największe banki centralne interweniowały na rynku walutowym – głównie po to, by obniżyć kurs dolara do jena. To się udało, ale kosztem relatywnego spadku popytu na japoński eksport. Bank Japonii, chcą hamować zbyt silną aprecjację jena i podtrzymać wzrost gospodarczy, obniżał stopy procentowe. Podsycił tym boom na giełdzie, a przede wszystkim (graniczący wtedy z szaleństwem) boom na rynku hipotecznym.