Jacek Malczewski: Państwo, Kościół, Lock(e)down

Wirus w kościele zakaża tak samo, konieczne są tam więc identyczne obostrzenia, które wprowadzać ma państwo.

Publikacja: 30.03.2021 16:38

Jacek Malczewski: Państwo, Kościół, Lock(e)down

Foto: AdobeStock

Ogłoszony tuż przed Wielkanocą Roku Pańskiego 2021 lockdown, choć ogólnonarodowy i ścisły, nie zatrzasnął przed wiernymi bram kościołów. Przerwanie transmisji wirusa, powiada rząd, który na Boże Narodzenie beztrosko sprowadził do Polski jego nową i bardziej zakaźną odmianę, wymaga od obywateli zdwojenia wyrzeczeń. Odłóżmy zatem spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Zaniechajmy rozrywek i przyjemności. Nie podróżujmy, nie dbajmy o ciało w klubach fitness ani o ducha w placówkach kultury. Porzućmy strzyżenie włosów i pielęgnację paznokci. Praca (dla wybranych) i nauka (dla wszystkich) mają być zdalne. Ale udział we mszy świętej? O, to już inna bajka: tu Internet działa zdecydowanie gorzej, za to fizyczna czasoprzestrzeń ulega magicznemu zagięciu.

„Trudno rozważać, żeby w naszej tradycji kulturowej – orzeka minister zdrowia – święta odbyły się bez wizyty w kościele". Dla zapewnienia bezpieczeństwa wystarczy zwiększenie dystansu i przestrzeganie zasad sanitarnych. Jedna osoba na 20 metrów kwadratowych i pif-paf, po wirusie. Wprawdzie policja, jak wyjaśnia komendant główny, nie ma „zwyczaju kontroli doraźnych w świątyniach", liczy jednak na „odpowiedzialność duchownych i wiernych". Wiadomo przecież, że przyodziana w koronkową maskę Kaja Godek nie wkradnie się do kościoła przez zakrystię. Albo że w pierwszy dzień lockdownu krakowska parafia, której poprzedni proboszcz zmarł jesienią na COVID-19, nie urządzi ceremonii bierzmowania dla ponad setki licealistów z rodzinami i gośćmi. Zresztą, o czym nauczają hierarchowie i teolodzy, „Chrystus nie roznosi zarazków ani wirusów", dłonie kapłanów są „konsekrowane" i „umyte w sensie nadprzyrodzonym", a już w ogóle „nonsensem jest w okresie epidemii zamykanie źródła uzdrowień duchowych i fizycznych".

„Pozostawienie otwartych kościołów jest rzeczą niezwykle ważną – apeluje przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski – bo człowiek jest nie tylko ciałem, ale także duszą". Uchylając się od sporu o problem psychofizyczny, chciałbym mimo to rzucić nieco światła na kwestię właściwej troski o ciało i duszę. Kto mianowicie i w jaki sposób powinien o nie w sytuacji epidemicznej zadbać? Z odpowiedzią spieszy John Locke, sławny angielski filozof, który problematyce stosunków między państwem a kościołem poświęcił m.in. Szkic o tolerancji (1667) i List o tolerancji (1685). Wolno nam pominąć polityczno-religijne konflikty epoki, które pchnęły go do napisania obu traktatów; ta bowiem część jego rozważań, która odnosi się do zajmującego nas przypadku, jest aktualna także dziś.

Locke postrzega relacje między państwem a kościołem przede wszystkim (choć nie tylko) z perspektywy męża stanu odpowiedzialnego za ochronę doczesnych dóbr obywateli (tak, panie premierze). Zasięg i granice wolności religijnej, którą uznaje za rzecz o kapitalnym znaczeniu, bada z punktu widzenia zadań państwa polegających na zachowaniu naszego życia, wolności, zdrowia i majątku. Rząd ma dla ochrony tych dóbr ustanowić obowiązujące wszystkich (także członków i władze kościoła) prawo, a następnie używając sankcji karnej zapewnić jego przestrzeganie: kto atakuje dobra cudze, musi się liczyć z przymusową utratą części dóbr własnych. Do kompetencji państwa nie należy natomiast autorytatywna troska o zbawienie duszy, czyli narzucanie obywatelom konkretnego wyznania (zresztą szczerej, wewnętrznej wiary nie da się wymusić siłą). Wolny wybór tej czy innej konfesji jest prywatną sprawą każdego człowieka i może się wiązać z dobrowolnym przystąpieniem do któregoś z kościołów. Stowarzyszenie religijne istnieje po to, aby umożliwiać swoim członkom sprawowanie publicznego kultu, który w ich mniemaniu podoba się Bogu i skutecznie prowadzi do życia wiecznego.

Ten wyraźny rozdział celów, zadań i sfer działania państwa i kościoła nie może być jednak rozłączny, czyli prowadzić do całkowitej niezależności obu instytucji. Kościół działa bowiem na terenie państwa i z tego tytułu podlega jego cywilnej jurysdykcji. Nie jest zatem tak, jak utrzymuje cytowany wyżej specjalista od nadprzyrodzonej higieny rąk, że na mocy konkordatu kościół katolicki cieszy się w Polsce eksterytorialnym immunitetem i podlega jedynie Stolicy Apostolskiej. Władza państwa, wyjaśnia Locke, rozciąga się na wszystkie świeckie poczynania członków i władz kościoła. Natomiast spekulatywne poglądy religijne (np. wiara w przeistoczenie) i wynikające z nich zachowania związane z uprawieniem kultu religijnego (msza święta) powinny się cieszyć niczym nieskrępowaną tolerancją, ponieważ – uwaga – na ogół nie zakłócają porządku publicznego i nie szkodzą wspólnemu dobru. Państwo nie ma tedy prawa zakazać żadnemu kościołowi świętych obrzędów ani kultu – prócz jednej tylko, wyjątkowej sytuacji. Otóż, kiedy wykonywanie kultu istotnie zagraża bieżącym interesom całej społeczności, wówczas państwo nie tylko może, ale wręcz musi wprowadzić stosowne restrykcje.

„Co jest dozwolone w państwie – powiada Locke – tego urząd nie ma prawa zabraniać w kościele, a co wolno innym poddanym czynić dla potrzeb codziennego życia, tego również w żadnym wypadku nie wolno ani się nie powinno zabraniać ustawą wyznawcom takiej lub innej sekty, gdy pragną to robić dla celów sakralnych na zgromadzeniach religijnych. (...) Co jednak ze swej natury jest szkodliwe dla całej zbiorowości obywateli w ich życiu społecznym, czego zabraniają uchwalone dla dobra pospolitego ustawy, to wszystko nie może być dozwolone w kościele w obrzędach sakralnych ani się cieszyć przywilejem bezkarności".

A zatem, jeśli w czasie zagrożenia epidemią konieczność ochrony życia i zdrowia całego społeczeństwa uzasadnia przejściowe zamknięcie wszystkich dostępnych publicznie lokali, a także (dotkliwy dla wszystkich obywateli) zakaz publicznych i prywatnych zgromadzeń, to państwo ma prawo i obowiązek zakazania spotkań także w świątyniach. Nie jest to zakaz o charakterze religijnym, lecz świeckim. Zakazane jest nie oddawanie czci Bogu (msze mogą być odprawiane bez udziału publiczności i transmitowane w radiu, telewizji lub Internecie), lecz po prostu uczestniczenie w zgromadzeniach przyczyniających się do transmisji wirusa. W ten oto sposób państwo chroni życie i zdrowie wszystkich obywateli, zarówno katolików jak i niekatolików.

Nasz dyżurny teolog błądzi zatem utrzymując, że „wszelkie ograniczenia w świetle prawa konkordatowego sięgają do bramy wejściowej kościoła, ale nie mogą dotyczyć (jego) wnętrza". W razie wątpliwości (lub braku sympatii dla filozofii Locke'a) odsyłam księdza profesora do przepisów ustawy z dnia 17 maja 1989 r. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania. Wprawdzie art. 6 zabrania państwu zmuszania obywateli do niebrania udziału w czynnościach lub obrzędach religijnych, jednak z art. 3 i 27 jasno wynika, że działalność kościołów oraz uzewnętrznianie religii mogą podlegać ustawowym ograniczeniom ze względu na konieczność ochrony bezpieczeństwa publicznego, porządku, zdrowia lub moralności publicznej albo podstawowych praw i wolności innych osób. (Pomijam oczywistość, że wprowadzanie takich ograniczeń nie drogą ustawową, lecz poprzez rozporządzenia Rady Ministrów jest z gruntu nielegalne i nie ma mocy prawnej).

Jak przytomnie zauważa Tomasz Terlikowski, którego nie należy podejrzewać o szczególną wrogość do katolicyzmu, wiara wybawia od potępienia, a nie od chorób. Hierarchowie i teolodzy są ekspertami w dziedzinie zbawienia, a nie epidemiologii i rygorów sanitarnych, zaś na terenie świątyń działają te same prawa przyrody, co wszędzie indziej. Wirus w kościele zakaża tak samo, konieczne są tam więc identyczne obostrzenia, które wprowadzać ma państwo. „Teologia katolicka – kończy swój wpis Terlikowski – jasno rozgranicza przestrzeń Kościoła od przestrzeni państwa i przypomina, że w kwestiach świeckich (a taką są obostrzenia epidemiczne czy sanitarne) Kościół i jego struktury podlega państwu, tak jak każda inna instytucja". Obywatelom i wiernym powinno dać do myślenia, że w obliczu śmiertelnego zagrożenia wirusem funkcjonariusze państwa i kościoła solidarnie lekceważą reguły, których powinny przestrzegać i które usprawiedliwiają ich istnienie.

Autor jest doktorem nauk prawnych, filozofem, muzykiem, adiunktem na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego

Ogłoszony tuż przed Wielkanocą Roku Pańskiego 2021 lockdown, choć ogólnonarodowy i ścisły, nie zatrzasnął przed wiernymi bram kościołów. Przerwanie transmisji wirusa, powiada rząd, który na Boże Narodzenie beztrosko sprowadził do Polski jego nową i bardziej zakaźną odmianę, wymaga od obywateli zdwojenia wyrzeczeń. Odłóżmy zatem spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Zaniechajmy rozrywek i przyjemności. Nie podróżujmy, nie dbajmy o ciało w klubach fitness ani o ducha w placówkach kultury. Porzućmy strzyżenie włosów i pielęgnację paznokci. Praca (dla wybranych) i nauka (dla wszystkich) mają być zdalne. Ale udział we mszy świętej? O, to już inna bajka: tu Internet działa zdecydowanie gorzej, za to fizyczna czasoprzestrzeń ulega magicznemu zagięciu.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem