Ewa Usowicz: Amber Gold – czy to się kiedyś skończy?

Publikacja: 22.03.2016 07:00

Ewa Usowicz

Ewa Usowicz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

W poniedziałek ruszył proces Amber Gold. Wreszcie, bo sprawa ciągnie się od sześciu lat niczym brazylijska telenowela. Liczę od 2009 roku, czyli pierwszego „wołania na puszczy" Komisji Nadzoru Finansowego. To wtedy KNF złożyła doniesienie do prokuratury, podejrzewając, że spółka prowadzi działalność parabankową, jednak śledczy je zbagatelizowali.

Ta afera stała się symbolem inercji i nieudolności instytucji państwa oraz organów ścigania. Oberwało się także sądom, gdy wyszło na jaw, że wielokrotnie zawieszały kary głównemu oskarżonemu.

Efekty tej afery są porażające – oszukanych ponad 18 tysięcy ludzi na ponad 800 milionów złotych. To raczej pewne, że większość z nich nigdy nie odzyska swoich pieniędzy, choć coraz częściej pojawiają się populistyczne hasła, że „za nieudolność państwa powinno zapłacić państwo".

Słyszę, że nie przeszkadza to Marcinowi P. i jego żonie pozywać o wypłatę z majątku spółki ich... zaległych wynagrodzeń – po kilkaset tysięcy złotych. Do tego dochodzą rozgrywki polityczne, bo Amber Gold jest dla PiS idealnym przykładem efektu rządów PO. Ta sprawa stała się też przyczynkiem do zapewnienia ministrowi sprawiedliwości olbrzymich uprawnień – wglądu w akta każdej sprawy.

Gdański sąd rozpoczyna więc proces w bardzo trudnych warunkach. Alarm bombowy przed poniedziałkową rozprawą to pestka w porównaniu z dużą presją społeczną i polityczną, a przede wszystkim z masą pokrzywdzonych. Proces ma udźwignąć jedna sędzia, mając do dyspozycji... 16 tysięcy tomów akt.

Obawiam się, że sprawne zakończenie tej sprawy może się, niestety, nie udać. Bo już zaczyna się prawna jazda bez trzymanki – prokuratura chce przesłuchania przed sądem 430 świadków. Na rekord idzie jednak obrona Marcina P. – chce wysłuchania wszystkich ponad 18 tysięcy pokrzywdzonych!

Czy da się nad tym zapanować? Podobno sędzia Lidia Jedynak nie jest na szczęście fanką telenoweli.

W poniedziałek ruszył proces Amber Gold. Wreszcie, bo sprawa ciągnie się od sześciu lat niczym brazylijska telenowela. Liczę od 2009 roku, czyli pierwszego „wołania na puszczy" Komisji Nadzoru Finansowego. To wtedy KNF złożyła doniesienie do prokuratury, podejrzewając, że spółka prowadzi działalność parabankową, jednak śledczy je zbagatelizowali.

Ta afera stała się symbolem inercji i nieudolności instytucji państwa oraz organów ścigania. Oberwało się także sądom, gdy wyszło na jaw, że wielokrotnie zawieszały kary głównemu oskarżonemu.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?