Rzeczywiście, moment jest szczególny – na początku marca sędziowie TK chcą się zająć ustawą autorstwa PiS, która w praktyce wiąże ręce Trybunałowi, utrudniając bieżącą ocenę prawa wprowadzanego przez władzę. Władza sugeruje, że tego orzeczenia, a w konsekwencji może i kolejnych, uznawać nie zamierza. Na kilka tygodni przed tym nieuchronnym starciem opinia wenecka jednoznacznie wzmacnia Trybunał, wskazując PiS jako agresora.

Tyle że prawdziwy problem leży gdzie indziej. Otóż, widać wyraźnie, że PiS stracił kontrolę nad tym konfliktem. Ze sprytnej – choć niezbyt finezyjnej – zagrywki, która miała służyć przejęciu kontroli nad Trybunałem, by zagwarantować sobie spokojne rządy przy bierności sędziów, zrobiła się poważna międzynarodowa afera.

Dziś konflikt o TK stał się papierkiem lakmusowym dla Brukseli i Waszyngtonu. Ze stolic unijnej i amerykańskiej do Warszawy wysłane zostały jednoznaczne sygnały, że spór musi zostać zażegnany, najlepiej w oparciu o opinię Komisji Weneckiej właśnie.

Jeśli PiS – jak sugerował dotąd Jarosław Kaczyński i jak zasugerowała teraz Beata Szydło – wyrzuci wenecki dokument do kosza, to Komisja Europejska może rozpocząć kolejny etap procedury oceny sytuacji w Polsce, co byłoby destrukcyjne wizerunkowo. Ale także USA mogą ochłodzić kontakty z polskimi władzami, co byłoby niekorzystne, biorąc pod uwagę zbliżający się szczyt NATO w Warszawie. Pamiętać należy, że choć Komisja Wenecka działa przy Radzie Europy, to w jej składzie są także kraje spoza Starego Kontynentu, w tym przedstawiciele USA.

Oczywiście, mają rację politycy PiS, że ujawnione dokumenty to tylko wstępne stanowisko komisji. Ale naiwnością jest oczekiwać, że owa wstępna, niebywale krytyczna opinia zmieni się pod wpływem kaskady argumentów ze strony rządu. Lepiej pomyśleć, jak wybrnąć z tego konfliktu z twarzą.