Znany zasłużony ksiądz przez lata krzywdził dzieci, założył w tym celu nawet drużynę harcerską. Mimo że o sprawie nieoficjalnie się mówiło, a niepokojące sygnały o skłonnościach księdza docierały do hierarchów, ani jego przełożeni, ani organy ścigania nie robiły nic. Schemat takich historii jest ten sam, podobnie jak tłumaczenia: nie wiedzieliśmy, z ofiarami nie było kontaktu, ksiądz został przeniesiony do innej parafii... Przestępstwo się przedawniło, nie było zawiadomienia, czekamy na dokumenty. Słyszeliśmy to dziesiątki razy przy okazji ujawnienia kolejnej sprawy przez media – nie przypominam sobie ujawnienia przez prokuraturę czy Kościół – i pytań dziennikarzy, dlaczego przez lata nie zrobiono nic. Sprawa zmarłego w ubiegłym tygodniu ks. Dymera dobrze to ilustruje.