Odwrócony kredyt hipoteczny miał być szansą dla starszych osób na uzyskanie dodatkowych pieniędzy. Przepisy, które go dotyczą, obowiązują już od 2014 r. Mimo to trudno znaleźć na rynku bank, który by taki kredyt oferował. To zaskakuje, bo w Polsce mamy wielu emerytów, którzy otrzymują niskie świadczenia, a dysponują nieruchomością, i można zakładać, że przydałyby się im dodatkowe pieniądze – na leki, na wyższy standard życia. Co więcej, rząd obniżył wiek emerytalny (60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn). Od 1 października 2017 r. kolejne tysiące osób mogą więc rezygnować z pracy, a za pieniądze, które otrzymują z ZUS, raczej trudno związać koniec z końcem. Można więc zakładać, że zainteresują się odwróconym kredytem.

Taki produkt działa w innych krajach. W Stanach Zjednoczonych czy w Wielkiej Brytanii setki tysięcy emerytów oddają bankom prawa do swoich domów i mieszkań w zamian za comiesięczne świadczenie. Jakiś czas temu nawet rząd Indii zaczął propagować taką metodę poprawy sytuacji finansowej starszych osób.

Dlaczego zatem banki w Polsce nie chcą słyszeć o odwróconym kredycie? Bo, krótko mówiąc, nie opłaca im się i wiąże ze zbyt dużym ryzykiem. Po pierwsze, nie wiedzą, kiedy odzyskają pieniądze: za 5, 10, 25 lat (nie wiadomo przecież, ile będzie dana osoba jeszcze żyła, a własność nieruchomości przechodzi na bank dopiero po jej śmierci). Nie wiedzą też, ile będzie warte mieszkanie w przyszłości i czy łatwo będzie je sprzedać. Apartament w centrum Sopotu czy w Zakopanem zawsze znajdzie nabywców, ale kto kupi mieszkanie z wielkiej płyty?

Panowie bankowcy! Owszem, to są merytoryczne argumenty. Nie przekonuje mnie jednak, gdy słyszę, że banki nie przygotowały takich ofert z powodu ryzyka wizerunkowego i zarzutów, że podpisują z seniorami umowy tylko po to, by im odebrać nieruchomości. Gdy kurs franka poszybował w górę i wielu osób nie było stać na spłatę kredytów, przez co traciły mieszkania, jakoś banki nie przejmowały się swoim wizerunkiem. Nie martwią się także seniorami, którzy przyparci do muru oddają mieszkania funduszom hipotecznym (zrzekając się już przy podpisaniu umowy własności mieszkania), nad którymi nikt nie ma kontroli. Dobrze, że choć fiskus nie chce od tych ludzi pieniędzy.

Czytaj też: Dodatkowa emerytura bez podatku, ale z ryzykiem