Odpowiedź na to pytanie zależy od tego, jak zdefiniujemy rolę agenta nieruchomości i jego obowiązki.
Jeśli ma on być tylko skrzynką kontaktową, która zbiera i przekazuje adresy nieruchomości, niewiele o nich wiedząc, to taki „ekspert" jest dziś zbędny. Nawet szkodliwy.
Ile różnych historii opowiadali czytelnicy, skarżąc się na tzw. pośredników, którzy oferowali w internecie mieszkanie, po telefonie od potencjalnego kupca kazali się zawieźć pod blok, a na miejscu nie umieli nawet trafić do mieszkania, bo na osiedlu byli pierwszy raz.
Nie widzieli lokalu, nie znali właściciela, nie mieli z nim podpisanej umowy o pośrednictwo. Po prostu po telefonie od kupca sami dzwonili do sprzedającego i ustalali, że przyprowadzą chętnego umówionego dnia. Umowę z jedną ze stron podpisywali w klatce na parterze, a z drugą – w drzwiach mieszkania na piętrze, bo na dole czekał kontrahent.