O tym, czy dana inwestycja może być realizowana na terenie pozbawionym miejscowego planu zagospodarowania, decyduje często zasada dobrego sąsiedztwa. Zgodnie z nią planowana zabudowa ma nawiązywać do już istniejącej. Jeśli jest inaczej, to wójt (burmistrz, prezydent miasta) nie wyda warunków zabudowy.
Na tym tle dochodzi do sporów, które nierzadko mają finał w Naczelnym Sądzie Administracyjnym. Tak też było z projektowanym osiedlem z 20 domami jednorodzinnymi na terenie gminy Wiązowna, leżącej w sąsiedztwie Warszawy. W czwartek NSA wydał w jego sprawie wyrok. Jest on korzystny dla wójta gminy.
Musi być zabudowa
Chodzi o grunty we wsi Rzakta. Kupił je mały deweloper z przeznaczeniem pod osiedle willowe. Następnie wystąpił do wójta z wnioskiem o wydanie warunków zabudowy. Ten jednak odmówił. Tłumaczył, że aby je wydać, muszą być spełnione łącznie warunki z art. 61 ust. 1 ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Tymczasem deweloper nie spełniał jednego z nich, dotyczącego zasady dobrego sąsiedztwa.
Zgodnie z nią co najmniej jedna działka sąsiednia dostępna z tej samej drogi publicznej musi być zabudowana w sposób pozwalający na określenie wymagań dotyczących nowej zabudowy w zakresie kontynuacji funkcji, parametrów, cech i wskaźników kształtowania zabudowy oraz zagospodarowania terenu.
W tym zaś wypadku inwestycja nijak się ma do rolniczego charakteru wsi. W okolicy działek inwestora znajduje się tylko rolnicza zabudowa zagrodowa. Nie ma żadnego osiedla willowego.